1 maja- wędkarskie święto na dwóch jeziorach

Każdy wędkarz oczekuje nadejścia miesiąca maja z niecierpliwością. Dla niektórych jest to początek sezonu. W tym roku natura obdarzyła nas wspaniałą, ciepłą pogodą. Ja dodatkowo jestem na krótkim urlopie i nie muszę przez te kilka dni, ciągle spoglądać na zegarek. Dla kolegi Zbyszka było to właśnie takie prawdziwe rozpoczęcie sezonu, więc wybraliśmy się zapolować na szczupaczka na jeziorze Górnym. Spokojna tafla wody i mgła unosząca się nad wodą zapowiadały pogodny dzień.



Nikogo na wodzie, no skłamałem oczywiście, bo we mgle zamajaczyła łódka z Grzesiem, który musiał tu już być przed świtem /czyli przed 5 rano/. Grześ poszukiwał żerującej płoci a przy okazji wyrzucił wędkę "na żywca". Pogadaliśmy trochę na powitanie i rozjechaliśmy , a może właściwiej "rozpłynęliśmy" po jeziorze.


"Jest !!", cichy okrzyk Zbyszka i już holuje pierwszego w tym roku "szczypaka". Czyż nie piękny, wędkarski widok...



Wielkość drapieżnika, jak zwykle na Górnym, to 40+ ale cieszy samo złowienie i krótka walka z nim. O to między innymi chodzi...jakby ktoś się pytał.


Oczywiście wraca z powrotem w głąb jeziora z drobną uwagą Zbyszka, aby "zawołał babcię"...



Łowię ja, również szczupaki z tego samego oddziału przedszkolnego. Raz za razem biją w gumę...



I znowu Zbyszek, zabawa powtarza się co chwilę. Prawdziwy "dzień słonia".

Przestaliśmy liczyć kto ile złowił, ale razem "padło" gdzieś dobre kilkanaście sztuk. Wszystkie rosną dalej, i może kiedyś jeszcze się spotkamy. Jakby tak wszyscy puszczali takie niewymiarki, o ile nasze wody byłyby bogatsze... Ale nie, ilu to się spotyka "łowców", co to wszystko,  co żyje ...do reklamówki.



Koledzy na płociowych zasiadkach z podziwem patrzyli co wyczynialiśmy ze Zbyszkiem wokół nich. Szczupaki jakoś lekceważyły ich żywce, płoć nie brała, więc optymistycznie nie było.


Około południa dołączył do nas Janek, więc bywalcy tej strony Górnego byli na wodzie w komplecie. Janek zaskoczył nas przyniesionym, dorodnym maślakiem, co w tym okresie jest rzadkością. Czyżby wczesny "sezon grzybowy"? 


Rzadko jest okazja abyśmy zrobili sobie fotkę na naszej łodzi, więc wykorzystaliśmy obecność Janka i oto my w całej krasie...




Obaj ze Zbyszkiem byliśmy już lekko zmęczeni /pływaliśmy już 7 bitych godzin/, więc pożegnaliśmy kolegów i do domu.

Mały odpoczynek, trochę wcześniej zjedzony obiadek, połaziłem bez sensu po pustym mieszkaniu /Maryla wyjechała do Sopotu/ - krótki telefon do Tomka i już bujaliśmy się po wodzie jeziora Raduń. Po południu dzień zrobił się tak ciepły, że porównywaliśmy go z lipcem.



Tomek wiosłował ,a ja pstrykałem fotki naszego pięknego miasta. Czy ma ktoś inne zdanie? Tutaj widok z głębi jeziora /można powiększyć i przybliżyć miasto/


Widok od strony Tawerny...


Nasz MOSiR, z jeziora robi wrażenie wtapiając się pięknie w otaczający krajobraz.


No i kontrowersyjny widok na "WIDOK". Otoczenie piękne, powoli rozbudowywane i uporządkowane i na szczycie, jak jakiś chwast na torcie ruina hotelu. Szkoda gadać... 


Przypłynęliśmy jednak głównie łowić, tak więc gdy ja pstrykałem zdjęcia Tomek już upolował pierwszego "szczypaka". Zrobiłem mu zbliżenie i przyznajcie, że w wodzie wygląda groźnie...



Po wyjęciu przez Tomka, stracił dużo ze swojego groźnego wyglądu. Krótka fotka i do wody...



Wokół nas ruch "jak na Marszałkowskiej", wioślarze, motorówki, Pływają ciągle i w każdą stronę. Ja przyzwyczajony do ciszy z Doliny Rurzycy czułem się co najmniej, dziwnie Tomek, który na Raduniu jest najczęście,j prawie tego nie zauważa. Poniżej piękne wioślarki...,



A za chwilę ósemka męska ze sternikiem. No może posypią się medale na zawodach...



Obserwując wszystko wokół nie przegapiłem jednak uderzenia w moją gumę. Było gwałtowne i pewnie je zaciąłem. Poczułem trochę inny "ruch" na blanku wędziska. To nie był "szczypak", to ładny szczuupak meldował się na końcu wędki. Przy pomocy Tomka wylądował w łodzi i po zmierzeniu - 72 cm przybiliśmy z Tomkiem "piątkę". 



Rzucaliśmy jeszcze z godzinkę ale już bez sukcesu i zapadła decyzja o powrocie. Byłem wędkarsko spełniony i zmęczony zarazem, dzisiejszy maraton na dwóch jeziorach dał mi lekko "w kość". Zacumowaliśmy łódź w raduńskim, urokliwym porcie i ...na odpoczynek.


Komentarze

  1. Ach.... :D

    Panie Januszu, z ogromną przyjemnością czytam Pańskie wpisy i podziwiam zdjęcia. Jak dobrze, że powstał ten blog! Myślę jednak, że wciąż za mało osób o nim wie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Janusz,
    cudowne foty.
    Jednak jeden Widok przyprawia mnie o smutek - tyle ciekawych wspomnień związanych z Widokiem.
    TO JEST NIEPRAWDOPODOPBNE - MASAKRA
    Kwacia

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się Tato , że odpoczywasz tak jak lubisz !!! Zdjęcia cudne !!!

    Aga z Julką

    OdpowiedzUsuń
  4. No wuja!! Aż przyjemnie czytać i oglądać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie