Oczekiwanie na świt - j.Dąb
I znowu "wędkarski" tydzień. Nazywam go tak, z tego powodu, iż mam popołudniową zmianę w pracy i mogę wykorzystać jeden z tych długich, wiosenno-letnich poranków na swoją pasję. Tym razem, korzystając gościnnie z łódki kolegi Jacka, postanowiłem odwiedzić jezioro Dąb. To małe jezioro, ostatnie w ciągu Doliny Rurzycy. Wyjechałem z domu jeszcze "po ciemku", a na brzegu zameldowałem się jak już słoneczko powoli wychodziło nad horyzontem. Bardzo lubię takie poranki, bo ptaki dają taki koncert nie do opisania, wszystko budzi się do życia...to trzeba samemu zobaczyć i usłyszeć.
Krótki czas połowu trzeba racjonalnie zaplanować od początku, więc na dzisiaj wybrałem odcinek niedaleko od miejsca cumowania łódki. Dno w tym miejscu porasta mocno roślinność, a tam "gdzie patyki tam wyniki". Szczupły uwielbia kryjówki...
Nie spodziewałem się tego, co się wydarzyło, gdy wrzuciłem pierwszy raz przynętę do wody. Wybrałem "Paskudę"/sklejony własnoręcznie ogon twistera z tułowiem sporego kopyta/ ponad 12 cm przynętę. Zdążyła wpaść do wody, spore uderzenie, krótka walka i pod burtę doholowałem pięknego 33 cm okonia. i znowu obalony jeden z mitów o wielkości przynęt okoniowych. W wędkarstwie nie ma reguł...i dobrze.
Drugi rzut i znowu pobicie!!! Co jest, czyżby zapowiadał się "dzień słonia"?. Tym razem "szczypak" około 40-stak, walczący zaciekle.
Niepotrzebna walka / niestety nie słyszy/, przecież i tak wrócisz do wody, aby polować dalej. Może jeszcze się spotkamy, ja bym chciał, tak gdzieś za 3 lata...
Na tym jeziorze również "króluje" para łabędzi, tutaj brzydsza /chyba złe słowo/ połowa. Nie mogę nigdy odmówić sobie fotki tych wspaniałych ptaków.
Co jakiś czas melduje się na wędzisku szczupaczy niewymiarek. Ten z raną na ciele /coś dużo większego próbowało go pochwycić, lub jakiś pasożyt zaatakował chorobą/. Mimo wszystko również poluje i walczy zaciekle.
Płyń i walcz dalej...
Maluchy gryzą zaciekle przynęty i po 3-4 pobiciach przynęta jest do wyrzucenia. Tutaj jedna z moich "paskud" nadająca się już tylko do kosza.
Obok mam konkurencję w postaci polującego perkoza. Jest tak skuteczny, że co chwilę połyka ukleję za ukleją. Czasem wynurzy mi się obok burty i wtedy śmiesznie kręcąc głową pospiesznie ucieka. Sympatyczny towarzysz...
Zachmurzyło się całkowicie, zrobiło się wietrznie i zimno, czas poszukać bardziej cichego zakątka do połowów. Przeskakuję na drugi brzeg jeziora...
Spłoszyłem chyba trzciniaka, siedzącego na gnieździe i wrzeszcząc niemiłosiernie próbował odciągnąć mnie w inną stronę. Przy okazji zrobiłem mu fotkę, bo jest tych ptaków sporo, ale zrobić mu zdjęcie jest trudno. Tym razem się udało....
Nie tylko trzciniak pilnuje swojego gniazda, bo dostojnie i dumnie na gnieździe wysiaduje jaja łabędzica. Ostrożnie i cicho wycofałem się na dalszą odległość...
Na drugim brzegu też miałem ze dwa pobicia szczupaków. W sumie połowiłem dzisiaj super, a na okazy nadejdzie czas...
Budzik w telefonie zadzwonił natarczywie /nastawiam go, bo czasem zapominam się całkowicie/ i przypomniał o końcu dzisiejszego wędkowania. Cóż, pożegnamy jezioro Dąb i czas do pracy...
Pozdrawiam-Janusz
Mam dobre wspomnienia z jeziora Dąb. Muszę chyba Ciebie niedługo odwiedzić gdy odbiorę już wędzisko. Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuń