Majowy, samotny spining na j. Górnym

Po  bezrybnym wypadzie na j. Raduń zapragnąłem poczuć jakieś szczupakowe drgania na blanku kija. Ci, co spiningują, doskonale wiedzą, o czym piszę. Im dłużej łowię, dochodzę do wniosku, że w tym łowieniu to uderzenie szczupaka i jego hol jest najważniejsze, jego wielkość schodzi na plan dalszy. Tak to czuję...
Ale do rzeczy. Jak zwykle pobudka o 4 rano, trzaśnięcie drzwiami samochodu na leśnym parkingu kilka minut po piątej. Jezioro wita mnie piękną taflą wody i wychylającym się powoli słońcem.  


Na swojej miejscówce z kijem w dłoniach siedzi już Grześ. "Co tak późno przyjechałeś?"-przywitał mnie jakby z wyrzutem. Co tu odpowiadać, jak on przyjechał 16 km...rowerem. I tak prawie codziennie...a na karku 70 latek. Stara, twarda gwardia...


Po małej godzince na jeziorze zameldował się również Czesio z kolegą Rysiem. Powoli robiło się "tłoczno". Oczywiście żartuję, bo do Radunia to jeszcze dużo brakuje.


Jak zwykle powoli i cicho zmierzam do mojego ulubionego miejsca, gdzie z Górnego kontynuuje swój bieg Rurzyca. Kilka rzutów sprawdzających czy klenie rozpoczęły poranne żerowanie. Tym razem miały chyba co innego ważniejszego😀


Spokojnie obserwując wodę, próbuję dostrzec drobnicę na tej płytkiej wodzie. Jeszcze jej nie ma, zbyt zimno w nocy. Drapieżnik też nie ma czego tu szukać, może bliżej czerwca będą się zapędzały stadka okoni w pogoni za ukleją.


Mijam urokliwą miejscówkę, jej klimat doceniają też różne ptaki wodne odpoczywając i wygrzewając w majowym słońcu.


Dobijam do Grzesia, aby zrobić mu jak zwykle fotkę, pogadać "o tym i owym". Trochę niedosłyszy,  więc w jednym czasie rozmawiamy na "różne" tematy. Zwykle robię sobie przerwę na łyk gorącej herbaty i kanapkę. Zawsze to przyjemniej pogadać i zjeść w miłym towarzystwie.


Niedaleko Grzesia złowiłem pierwszego okonia w tym roku. Taki 28 cm rozbójnik, po sesji zdjęciowej z racji, iż jest pierwszy, to otrzymał szybko wolność.


Około godziny 11 czar prysł, bo za zakrętu wyłoniła się grupa kajakarzy "turystów". Niestety tym razem obrzydliwe hałaśliwa. Co drugie słowo na "k" i "h", tematy rozmów nie nadają się do powtórzenia. Czy oni nie wiedzą, że woda "niesie" daleko? Po co tu przypływają, do rezerwatu, płoszą wszystko dookoła. Zgroza!!!


Kierując się do naszego "portu", właściwiej mówiąc, uciekając od hałasu na ostatniej miejscówce dostałem szczupaczego "sześćdziesiątaka". I niech to będzie pozytywny akcent tego miłego dnia👍


Na parkingu, miedzy brzozami czekała na mnie moja "biała mewa". W tej majowej , słonecznej zieleni i ona wyglądała jakby inaczej.



Pozdrawiam-Janusz

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie