Szczupaki ...i nie tylko na jeziorze Dąb

Tym razem również wybraliśmy się z Tomkiem bladym świtem ale na jezioro Dąb. Pakowanie w domu, kanapki i gorący termos herbaty to wszystko odbyło się w ciszy , tak aby nie budzić śpiących domowników. Te wczesne, poranne godziny są najtrudniejsze, ale wszystko wynagradza świt nad budzącym się do życia jeziorem. To trzeba zobaczyć i usłyszeć...


Znam już trochę jezioro i jego miejscówki to złapałem za wiosła i ten cały dzień opanowałem ster na łodzi. Nawet mi to pasowało, bo Tomek miał połowić dzisiaj "do syta".

Ni zaczął z "górnego C", po niecałej godzince wyciągał pierwszego szczupaka. Wielkością nie grzeszył, ot taki czterdzieści + ale fajnie walczył.


Mina łowcy zresztą mówi o wszystkim ...i o to chodzi w tej zabawie.



Już przed wyjazdem założyliśmy sobie, że to będą bezkrwawe łowy i nikt w nich nie straci życia /mówię o szczupakach/. Bo to wielka frajda, jak po skończonej walce darujemy naszemu przeciwnikowi wolność.


Jedną z lepszych miejscówek jest ujście Rurzycy, zarośnięte podwodną roślinnością. Szczególnie latem jest tam trudno łowić, bo za każdym razem mamy zaczep przynęty.


Tomek tam jednak udowodnił, że również można coś dostać między grążelami i łąkami z moczarki. Następny szczupak...


Płyń wolno i rośnij...ale po drodze zawołąj babcię. Chyba tego ostatniego nie usłyszał zmykając w głąb jeziora.


Po chwili Tomek znowu coś zaczepił. Krótka walka i ładny okonek trzepotał się między rękami. Żarłoczne towarzystwo, bo bierze bez zastanowienia nawet na bardzo spore przynęty.


Prezentacja....


Siedzieliśmy na tej spokojnej wodzie już kilka dobrych chwil, ale ciągle coś się działo, jakieś pobicia, puknięcia.


Coś tam mówiłem o dużych przynętach i małych rybach, i wypowiedziałem to chyba w złą godzinę. Uczepił się na mojego sporego Berkley-a trochę większy od niego szczupaczek. Ależ to żarłoczne stworzenia...



Na rozbitej i zniszczonej kładce przysiadło na słońcu stadko kaczek. Chcieliśmy im z Tomkiem zrobić kilka fajnych fotek...


Niestety nie są to te same kaczki co na wałeckim bulwarze przy kościele św. Antoniego w Wałczu / można im prawie wleźć na głowę, jak się wygrzewają na brzegu jeziora/, szybko nas zauważyły i ...po fotkach. Ale mimo wszystko przyznajcie, że fotka niezła.


Spędziliśmy już sporo czasu na wodzie, statystycznie rzecz ujmują,c to złowiliśmy 9 szczupaków / większość Tomek/ i jednego okonia /również Tomek/ Syn wykonał "klimatyczny" filmik, który w pełni oddaje sens takiego wędkarstwa. Obejrzyjcie i czekam na opinie...








Pozdrawiam- Janusz



Komentarze

  1. Jedna z najlepszych wypraw w moim życiu. Dzięki. No video nam się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja jestem przekonany, że nie ostatnia. Jeszcze wiele wypraw przed nami...i Leszkiem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż....pozostaje mi tylko cierpliwie czekać. Jednak Śląsk, dodam, Górny Śląsk, to nie okolice Wałcza. Janusz, dzięki Twojemu zapałowi mogę chociaż pogłaskać ekran. To są moje jeziora, moje rzeki, moja trzcina, moje ryby.
    Do zobaczenia,
    Kwacia
    p.s. pozdrowienia dla Gruchy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak oglądam takie piękne zdjęcia, to tak tęsknie za latem i za łowieniem ryb i za spokojnym siedzeniem nad łowiskiem, a nie marznięciem :D
    a wideo wyśmienite :D !

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie