"...złe miłego początki..."
"Przestawiłem" słowa starego powiedzenia w tytule dzisiejszej relacyjki, ale oddają w/g mnie ten dzień naszej wyprawy. Czas jak zwykle ten sam, zapisy pogodowe ICM-u poprawne, więc długo się nie namyślaliśmy ze Zbyszkiem. Piąta rano, a już stałem na brzegu jeziora.
Spojrzenie w drugą stronę, fotka już z ławki łódki, krótka rozmowa o kierunku i planach łowienia. Rozpinamy wędziska, zakładamy przynęty /podglądamy ukradkiem ", co założył kolega?😂😂"/.
Zapytacie się, gdzie te "...złe miłego początki...", ale niestety było pioruńsko zimno, kilka stopni, a na wodzie to się odczuwa podwójnie. I niech Was nie zwiedzie uniesiony kciuk Gruszki. Podniósł go, bo promienie słońca zaczęły ogrzewać zmarznięte dłonie , uszy i ...resztę. Zresztą ciepła kurtka, polarek uratowały chyba dzisiejszą sytuację kolegi.😁😁
I tu się zaczęło to "...miłego...", Zbyszek dostał na szczupakową przynetę pięknego okonia. Znawcy zresztą zawsze mówią , że porządny okoń nie boi sie dużych przynęt. Okoń 36 cm, wielkie brawa i u mnie ..."nuta zazdrości".
Może ta "nuta " pobudziła mnie do działania , bo i ja poczułem na kiju charakterystyczne "trzepanie" łbem i na pokładzie pojawił się również ładny garbusek. Wymiarowo 26 cm, odbiegał od trofeum Gruszki , ale też cieszył .
Słońce już było dużo wyżej, zrobiło się cieplej, ale żebyśmy nie popadli w zachwyt to zaczął powiewać wiaterek . Krótkie rozmowy o wyborze miejscówki kończyły się generalnie moim stwierdzeniem "...kto ma ster, to ma władzę..". To jak z pilotem telewizora w domu...😁😁.
Kierunek wybrany przez Gruszkę na zaciszną zatokę, czasami omijaną przez nas ,tym razem przyniósł dla mnie wędkarskie szczęście. Gumowy Cannibal wrzucony między liście grążeli, spowodował atak i szarpnięcie mocno wyczuwalne na kiju. Pomyslałem na początku "ot, jakaś 50-tka...", ale jak zagrał hamulec kołowrotka i drapieżnik "poszedł tam, gdzie chciał", to się zrobiło poważnie. Staliśmy łódką otoczeni kępami grążeli a szczupak nieźle walczył. Zbyszek włączył wsteczny bieg w silniku i wyprowadził łódkę na czystą wodę. I tu już ja wygrałem tę niezłą walkę. Miara na łodzi wykazała 78 cm. Najładniejszy w tym roku, przybicie "piątki" i szeroki ...uśmiech .
Zbliżały się powoli godziny "południowe", więc na wodzie pojawił się kolega Roman. To jego ulubiony czas połowów...no cóż każdy ma swoje przyzwyczajenia.
Po złowieniu szczupaka wziąłem jak zwykle kijka z c.w do 5g, aby zająć się tym, co lubię najbardziej. Tzw. "dłubaniną", poszukiwaniem okoni, wzdręg. Zbyszek, pomimo iż podobny kijek leży obok dalej, szuka "szczupłego". I jak w przysłowiu: "kto szuka ten znajduje" też dostał dzisiaj "kaczodziobowego".
Osobnik pięknie wybarwiony mierzył 55 cm.
Dziób łódki skierowaliśmy w stronę portu, bo wiatrzysko wiało już niemożliwie i i nieprzyjemnie, a już jak podnosi liście grążeli do góry, to czas się ...zbierać.
Pozdrawiam - Janusz
PIĘKNE SZCZUPACZKI
OdpowiedzUsuńPiękna relacja, widoki niesamowite i gratuluję Wam takich połowów 👍👍👍życzę następnych..
OdpowiedzUsuń