Ostatni dzień majówki i... spora niespodzianka
Nie udało mi się namówić Janka na wspólne pływanie, więc sam wyruszyłem na te trzecie z kolei wędkarskie zmagania ze szczupakiem. Wyruszyłem dość późno, zjadłem w domu jeszcze śniadanie z gorącą herbatką i powoli ruszyłem do Głowaczewa. Wioska malutka, licząca kilka nieruchomości ale pięknie usytuowana, nad rzeką i z pięknym kościółkiem na wzgórzu. w różnych porach roku wygląda inaczej, Wiosennie tak...
A to zdjęcie dla znawców i nie tylko tematu architektury. Ja się nie znam, ale zawsze jadąc, patrzę na niego z podziwem. Obiecuję sobie zawsze, że zrobię zdjęcia wewnątrz.
Zaraz za kościółkiem mijamy rzekę, wijącą się w naturalnym, nie retuszowanym korycie. Nie muszę chyba wspominać, że można złowić w niej pstrąga, lipienia , ładnego klenia i wiele innych ryb.
Zboczyłem trochę, aby pożyczyć klucz od Janka do jego łódki, to na śródleśny parking dotarłem dosyć późno. Widok parkingu pełnego samochodów, trochę mnie zdziwił, bo to ja z reguły zawsze jestem pierwszy... no może tuż za kolegą Grzesiem. Moją "Białą Mewę " zmuszony byłem postawić poza parkingiem, licząc na wyrozumiałość Straży Leśnej. Przecież mamy "wędkarskie święto"...
Jezioro przywitało mnie jak zwykle zapamiętanym /i wielokrotnie fotografowanym/ widokiem swojej niezmąconej niczym lustrzanej tafli
Po prawej stronie łowił, brodząc spiningista. Z kilku słów, które zamieniliśmy, wyszło, że złowił kilka "niewymiarków", trochę zmarzł, ale ogólnie to... super. Podziwiam takich pasjonatów przemierzających brzegi jezior i rzek z kijem w ręku. Sam , nie posiadając łódki, też zrobiłem trochę kilometrów "pieszo" w pogoni za drapieżnikiem.
Wokoło jak to zwykle na Górnym działo się wiele..Oczywiście, jak ktoś chce zobaczyć, co się dzieje wokół niego. Wymagany jest spokój, cisza i wnikliwa obserwacja. Teraz ujrzałem swoisty balet łabędzi.
Bardzo często fotografuję te piękne ptaki, na które z przyjemnością patrzę, odkładając nawet wędzisko w takim czasie. Warto...
I oczywiście, dzień bez towarzystwa Grzegorza na wodzie nie mógł być możliwy. Narzekał na "tłok" na wodzie, bo będąc na jeziorze skoro świt, musiał widzieć tych wszystkich ludzi z parkingu. Mówił, że porzucali, ponarzekali, że "nic nie bierze" i popłynęli dalej. I bardzo dobrze!!! Nie ma nic lepszego od spokoju na "naszej" zatoce.
Do towarzystwa dołączy też kolega Roman. Jakby był Janek, to mielibyśmy "zatokowy" prawie komplet.
Jak zwykle wiosną pływam blisko brzegu, zahaczając o trzciny i bywalców tych przestrzeni.
Przed dziobem łódki zielenił się przybrzeżny pas trzciny. Bardzo obiecujący widok...
Rzeczywiście znowu wyłuskałem z trzcin kilka "czterdziestaków". Może to te, które wypuścił brodzący wędkarz?
Żeby wszyscy postępowali ze szczupakiem w ten sposób, to jeziora odwdzięczyły by się okazami dużo większymi. Niestety ilu widzi się "reklamówek" /nazywam tak tych pseudo-łowców, którzy w pośpiechu ładują do foliowych toreb wszystko, co żyje w wodzie/, a niektórzy pukają się palcem w czoło widząc, że wypuszczam "szczypaki". ZGROZA!!!
A jezioro potrafi się odwdzięczyć. Jestem o tym głęboko przekonany, bo świadczy o tym moja wspaniała, tegoroczna majówka. Zwięczeniem tych trzech dni był szczupak złowiony pod zwalonym drzewem w momencie, gdy powoli miałem ruszać do domu.
Szczupak o długości 89 cm, wadze 4,96 kg złowiony na imitację uklei f-my Lunker City. Uff!! Ale była walka....
Podsumowując całą majówkę to:
- pogoda bardzo różna od ciepłej do bardzo zimnej, z deszczem i momentami z wiatrem,
- towarzystwo kolegów, jak zwykle wyśmienite /dzięki Janku za pożyczenie łodzi/,
- złowiłem w 3 dni spor szczupaków/w większości "niewymiarki/ zabawa przednia,
- wrażeń i widoków nie policzę,
Pozdrawiam - Janusz
Komentarze
Prześlij komentarz