Rzeka Gwda...czyli jak zrzucić 2kg wagi w jeden dzień

Styczniowa pogoda nas rozpieszcza, więc trzeba ją do maximum wykorzystać. Umówiłem się z Tomkiem i Pawłem, że tym razem pokażą mi Gwdę i połowy na niej. Szczególnie Paweł był tu częstym bywalcem i to w różnych porach roku. Dojechaliśmy do m. Płytnica znanej wielu wędkarzom z całego kraju z wędkarskiego /kiedyś/ motelu i niezłej restauracji, gdzie podawano wspaniałego pstrąga. Zaparkowałem "białą mewę" tuż za mostem, koledzy nie wytrzymali i już pobiegli nad rzekę...





Wyglądają bardzo bojowo, a trwało trochę abym mógł ich ustawić do pamiątkowego zdjęcia. Szczególnie Paweł, prysnął nad rzekę szybciej niż  zgasło światło lampy błyskowej.



Gwda jest dużo większą rzeką od naszych, bliższych sercu: Dobrzycy, Piławy, Płytnicy, nie wspominając o Rurzycy. Tam czasami tracę woblerka, którego przerzuciłem i zaplątałem na brzegu, na Gwdzie mogę tak rzucić ale wahadłówką. Długimi odcinkami nurt jest wolny, widać spore płycizny.



No i ten brzeg, z mostu wyglądał dużo "przyjaźniej", ale bliżej okazał się zbiorowiskiem poplątanych krzaków i gałęzi, gdzie mocno musiałem wypatrywać jakiejś dziury do przejścia. Wyobrażam sobie jak to wszystko puści liście i się zazieleni. Nie do przejścia...




Jednak dalej trochę przejaśniało i w wodzie trochę swojskie klimaty / przewrócone drzewa, szybki nurt/. Wypatrywałem Pawła ale gdzież tam... jak się później okazało był kilkaset metrów dalej.



Tomek też ma zwykły, wędkarski dylemat ", jaką by tu założyć przynętę? Nurt przyspieszył gwałtownie, a przy okazji powymywał głębokie rynny, gdzie mogła ukrywać się ryba.




Na ścieżce jakby ktoś na złość, szczególnie dla mnie, pozostawił zwalone drzewa. Pokonywanie tych przeszkód dla moich ...dziesięciu lat i hmm...paru kilogramów nadwagi, nie było proste. Ale dalej może będzie lepiej...




Towarzyszyło nam ciągle fajne stadko łabędzi, nie mogłem się oprzeć, aby im zrobić fotkę. Wyraźnie widać, że cała rodzina pozostanie na zimę w rzece. Pogoda wyraźnie im sprzyja....




Sporo rzutów, wymiany różnych przynęt ...i nic, nawet stuknięcia. Ale cóż, łowimy dalej. Czy ktoś powiedział, że będzie łatwo?




Nie zdążyłem mrugnąć oczami , a już siedziałem z całą nogą u bobrów w mieszkaniu. Tak "pioruny" zamaskowały te swoje dziury, że nie mogłem tego zauważyć. Na moje "Tomek pomóż.." odpowiedział.."przecież takiej fotki nie przepuszczę..."




Bardzo trzeba uważać, jak nad rzeką są ślady leśnych "drwali", bo potrafią tak mistrzowsko wszystko maskować. Dziura w którą wpadłem wyglądała jak wszystko dookoła, przykryta butwiejącymi liśćmi i patykami. Małe zagapienie i ...siedzisz. Można jednak zrobić sobie coś złego, tym razem się udało




Na poniższym zdjęciu jeszcze jeden przykład na działalność tych "milusińskich". Sporą połać lasu poprzecinały kanałami, swoimi żeremiami, wszędzie leżą sterty ogołoconych z kory gałęzi. Nazwałem to  "bobrową Wenecją"...



Zapadła decyzja /oczywiście Paweł/, że przeskoczymy odcinek rzeki a zrobimy to leśnym skrótem. Żebym to ja wcześniej wiedział jaki to "skrót"...




Lekką ręką licząc to przemierzyliśmy tak ze trzy kilometry leśnymi drogami, w woderach i z plecakami i sprzętem. Ale niech tam, piękna pogoda, wspaniały las i przeblyskujące czasami spoza chmur słoneczko. Trafiliśmy na stary, kolejowy wiadukt...



Taki zapomniany relikt przeszłości, w zupełnej leśnej głuszy. Tylko wiejący wiatr, przemykając między metalowymi żebrami wygrywał swoją melodię.




Tak patrząc na tę kupę złomu nasuwa się chyba wielu z Was pytanie, dlaczego jeszcze nikt tego nie "zagospodarował". I tu jesteście w błędzie  Podobno znalazło się kilku "Edich" i chcieli zająć się tym surowcem wtórnym. Stąd też brakujący odcinek wiaduktu. Skończyło się to policją i małą aferą. Polak jednak potrafi....




Przyjechaliśmy jednak przecież na ryby, to przedzieramy się dalej z Tomkiem, bo jak zwykle Paweł ...był nie wiadomo gdzie. Tym razem to Tomek okazał sie znowu królem polowania. Wyjął...niewymiarowego szczupaczka, jedyną rybę tej naszej wyprawy.




Zgodnie z wczorajszymi prognozami pogodowymi to popołudnie już miało być deszczowe i pochmurne. I chyba mieli rację; od zachodu nadchodziła ciemność.



Wracamy!!! Paweł znowu swoje "pójdziemy skrótem przez las, będziemy szybciej". Dlaczego wtedy nie zaprotestowałem? Pogonił nas szczerym lasem, przez wykroty i gałęzie; myślałem, że "ducha wyzionę".
Byliśmy w miejscach o których leśnicy i myśliwi chyba też zapomnieli...albo nie mogą tam trafić.



Do samochodu doszedłem na "ostatnich nogach", dawno mnie tak nikt nie przegonił. No, następna wyprawa będzie według mojego scenariusza. Patrząc z dzisiejszej perspektywy to było SUPER, chętnie bym powtórzył /bez tych marszobiegów/ moja waga łazienkowa wskazała o 2 kg mniej!!! a i wrażeń sporo.
Dzięki Pawle i Tomku! ... i do następnego wypadu.



Pozdrawiam - Janusz

Komentarze

  1. Super przygoda jak zawsze :) Fotki pierwsza klasa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Super historia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie wpisy były super, ale ten zrobił na mnie ogromne wrażenie! WOW... Piękna przygoda, fantastyczne zdjęcia i charyzma opisującego sprawiają, że czuję się jakbym była razem z Wami. Czekam na kolejne publikacje! Świetnie, że w końcu są ogólnie dostępne... Wyrazy uznania! :) Pozdrawiam! Kamila G.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie

"...nie ważne jak zaczynasz..."