Rzeka Gwda, łowy z mistrzem Pawłem


Wolny weekend, więc sobotę poświeciłem na drobne prace domowe i miłe leniuchowanie. Ale już wieczorem zaczęło mnie "nosić". Krótki telefon do Pawła, a on ma zawsze czas, a na wyjazd nad ukochaną rzekę zawsze.Wybiera znowu Gwdę, tym razem trochę wyżej, bo rozpoczniemy od Tarnówki. Samochód zostawiamy 100 m od rzeki...




Zaczęliśmy od mostu drogowego w Tarnówce, który wisi nad rzeką na skraju wsi. Dochodziły nas odgłosy szczekających psów, bawiących się na śniegu dzieci.



Oba brzegi na tym odcinku wyglądały obiecująco jeżeli chodzi o dostępność. Z tego powodu to ja oczywiście bardziej się cieszyłem, bo Paweł się trochę krzywił. Ale jak go znam, to za minutę już go nie będzie...a ja nie będę go tym razem szukał i gonił.




 Przeglądał długo swoje pudełko komentując każdą przynętę. W krótkim czasie wysłuchałem kilku rad, które według mnie są więcej warte niż stos czasopism wędkarskich. Zna te wody i wiele lat z pasją na nich łowi.


I jest tak, jak pisałem wcześniej, po Pawle pozostało wspomnienie, a ja miałem znowu tylko towarzystwo łabędzi. Tym razem mniej liczna rodzinka, ale wyglądały równie pięknie w tej zimowej biało-szarej scenerii. Byliśmy razem krótko, bo szybko odpłynęły...ale było miło.




Nic nie napisałem o pogodzie, więc może kilka słów. Wyjeżdżaliśmy z Wałcza to było -4 stopnie mrozu, wiał lekki wiaterek, a jak to powiedział Paweł "za godzinkę będzie ciepło". Ani za godzinkę, a wręcz temperatura chyba była jeszcze niższa, wiatr się wzmagał ...i ogólnie "pogodowo było żle". Co chwilę trzeba było oczyszczać marznące przelotki i żyłkę.



Za to odcinek, którym się poruszałem, był super, jak trotuar w dużym mieście. Oczywiście też trzeba było uważać na dziury i niepewne miejsca do postawienia stopy. Rzeka tu płynęła wolno a odcinek super na kleniowe, letnie połowy. W środku rzeki była tylko głębsza rynna, ale i tak ze względu na powolny nurt nie jest to ulubione miejsce pstrąga.



Z zapałem, jak widzicie,próbowałem, obławiałem różnymi przynętami, co ciekawsze miejsca. Niestety, ani na woblerki, ani na obrotóweczki i gumki nie poczułem na kijku żadnego brania.




Po kilku godzinach dotarłem do miejsca, które było chyba nie do przejścia. Jak się później okazało nie dla wszystkich....



Oczywiście "gdzie diabeł nie może...tam Pawła pośle". Wrócił z "potokiem" 42 cm i opowiadaniem o kilku jeszcze braniach. I cóż by tu można powiedzieć...tylko  BRAVO!!!!



Ostatnie spojrzenie na rzekę i postanowienie,że tu jeszcze wrócimy nie raz. Bo było jak zawsze SUPER!!!



Pozdrawiam - Janusz

Komentarze

  1. Jak zwykle BOMBA. Gdy wszyscy siedzą w domach i nie wychylają nosa poza drzwi, Wy macie siły na kolejną wyprawę.. Pozdrawiamy i czekamy na więcej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram przedmówcę. Panowie, imponujecie!!!

    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszamy, potrzebne chęci i trochę cieplejsze ciuchy. Idzi mróz to uniemożliwi wypady nad rzekę /obmarzanie przelotek/, ale nie możemy się doczekać podlodowych łowów. Oj będzie się działo...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie