Pierwsza wyprawa na pstrągi 2014 roku
Składki na 2014 rok opłacone, kilka dni wolnych przed nami, no i długo oczekiwany okres połowu na rzekach się zaczął. Wybór nasz padł na ulubiony odcinek Dobrzycy, potocznie zwany "między hodowlami". Taki akurat na przejście go do obiadu. Zaczęliśmy dość wcześnie, słońce dopiero wychylało się sponad drzew. Idziemy powoli dwoma brzegami, ma to swoje zalety, bo możemy sobie pomóc, np. przy zaczepach, zatopionych , niewidocznych przeszkodach.
Jak tak pokonuję /poniższe zdjęcie /te kilka rowów, skaczę z kępy na kępę na małych bagniskach, nie wspominając o wszechobecnych bobrowych dziurach, to obiecuję sobie zrzut swoich zbędnych kilogramów.
Na zdjęciach wygląda to niewinnie, ale jak noga się "omsknie", to może długość wodera nie wystarczyć. Jesteśmy chyba jednymi z pierwszych w tym roku nad brzegiem Dobrzycy, bo nie widać specjalnie wydeptanych śladów. Czasami to pomaga ...
Rzeka pełna zwalonch drzew, stąd też i miejscówek pstrągowych sporo. Powymywane doły również sprzyjają rybie, a trudności przenosek dla kajakarzy czynią ją mniej przyjazną temu sportowi.
Tomek chyba specjalnie pogonił mnie tym brzegiem, taki poranny joging z wędziskiem. Jego miejscówki to jak łowienie w rzeczkach przepływających przez pałacowe posiadłości, a nie zapomniane nieużytki. Jest tam zadbany odcinek rzeki do której przylegają tereny gospodarstwa wsi Tarnowo.
I mnie się trafił odcinek jak ze snów, bo o czym może marzyć wędkarz -" o domku nad rybną rzeką, gdzie skoro świt już jest nad wodą i spędza tam każdą wolną chwilę". Swoje marzenia miałem za plecami...
Domek jest tak urokliwy, że musiałem zrobić zbliżenie. Czy jest ktoś komu się nie podoba to miejsce?
Rzeka pokazywała kolejny zakręt i kolejne obiecujące miejscówki, no niestety jak do tej pory nie zanotowaliśmy żadnego "puknięcia". Według Tomka / a to stały , wieloletni bywalec rzeki Dobrzycy/ winą jest niski stan wody.
Mnie tam podobało się i tak niezmiernie, mogłem wyrwać się z codziennych obowiązków, ogrzać twarz styczniowym, ale jakże ciepłym słońcem i pobyć kilka godzin nad piękną dziką rzeką.
A że samymi marzeniami człowiek nie może żyć, jeść też trzeba, to przycupnąłem sobie za krzaczkiem wierzby na mały posiłek. Wyłowił mnie jednak swoim "cyfrakiem" Tomek...
Tomek przypomniał się bardziej dosadnie, pokazując z drugiego brzegu złowionego "potoka". Gdy ja pałaszowałem swoje kanapki, on w tym czasie obławiał dobrze mu znane miejscówki. No i na wynik długo nie trzeba było czekać...
Pstrąg potokowy 35 cm, nie jest to wynik o którym będziemy długo pamiętać, bo Dobrzyca potrafi obdarować często i 50-takiem; ci co łowią, to wiedzą o czym mówię. Ale cieszy fakt, że nie zakończyliśmy wyprawy "o kiju"...dzięki Tomkowi.
Komentarze
Prześlij komentarz