12 godzinny maraton z Romanem na j. Górnym

Z Romanem umówilismy się tak trochę przez przypadek i mały zbieg okoliczności. Otóż mój stały towarzysz wypraw, Zbyszek vel."Gruszka", miał w tym dniu jakieś uroczystości rodzinne, a mój samochód przebywał u mechanika. To "wyprosiłem" u Romana, aby połowić razem. Oczywiście zaproponował wypłynięcie na jego łódce, z silnikiem itp. Może po doświadczeniach tej soboty spróbuję do niej wsiąść. Jezioro wczesnym porankiem przywitało nas szarością, lekką falką i ...wędkarskimi nadziejami. Usiedliśmy na naszej łajbie /4,20 x 1,20/wygodnej, bezpiecznej. W tle na zdjęciu łódka Romana, którą samodzielnie wykonał, szybka ale jednocześnie niezbyt wygodna do wędkowania. Ja, niestety z moimi "gabarytami", nie czułbym się w niej komfortowo. Przy wyjściu z "portu" natknąłem się na część łabędziej rodziny. Trochę się zaniepokoiłem, bo maluchów było sześcioro. Gdzie jest reszta? Szybko się to wszystko wyjaśniło, jak z trzcin wypłynął łabędź z następną trójką szary...