Majowe ostatki z kolegą Zbyszkiem zwanym Gruszką
Umówiłem się ze Zbyszkiem, dzień wcześniej, na szczupakową wyprawę trochę później, więc dzień zaczął się porannym, domowym śniadaniem. Kanapki i termos oczywiście również trafiły do torby /jak to mówią obeznani w temacie..."woda wyciąga"😁/ Gruszka również jak wyżej, tylko w termosie czarna kawa/. Jezioro przywitało nas piękną pogodą, powiewał lekki wiaterek marszcząc delikatnie taflę wody. Super...
Grześ już okupował swoje miejsce "na liny, sypał gęsto kukurydzą, dziwnie wabiąc wokół niego łabędzie. Jak zwykle przyjechał rowerem "skoro świt" /na świt czeka z reguły w łódce/, powitania wymieniliśmy ...okrzykami.
Zresztą łabędzie towarzyszą mi na tym jeziorze od zawsze, Każdego roku obserwuję ich wiosenne zachowania, potyczki samca przy odganianiu intruzów, wychowywanie młodych ptaków. Chyba nie ma relacyjki, z mojego łowienia, bez tych cudownych widoków.
Zdarzają się również przeloty innych "ptaków", ale nie wzbudzają u mnie pozytywnych odczuć, więc fotka bez komentarza.
Obłowiliśmy już ze Zbyszkiem ładny kawałek linii brzegowej porośniętej trzciną i ...nic. Ani jednego pobicia, puknięcia drapieżnika w gumę. A miejscówki naprawdę "pyszne"😀. Uzgadniamy wspólnie, że przeskakujemy na drugą stronę /na "cypel"/. Na zdjęciu poniżej to odcinek za moimi plecami. A więc do wioseł...
I była to dobra decyzja, bo po kilku rzutach poczułem to "łupnięcie" w blank wędziska. To właśnie po to wstaje się rano, moknie na deszczu, itp. Kto łowi, to wie o czym mówię😁 Jak już wyszedł z głębiny to emocje opadły...wielkością nie zachwycał, 50+.
No cóż, korzystając z obecności Zbyszka mała sesja foto /niech wnuki wiedzą, że dziadek łowił😂/
...i szybko do wody. Popłynął w dobrym zdrowiu...no może w lekkim stresie.
Dotarliśmy do pięknej miejscówki przy zwalonych drzewach. Tu złowiłem największego szczupaka na j. Górnym, 89 cm ...niestety to było dawno /maj 2015 roku/. Spotkaliśmy jedynie kaczkę tracza nurogęś /podobno jest to rzadko już spotykany ptak w Polsce/. Mamy to szczęście, że na j. Górnym pływa całkiem liczna rodzinka...będzie jeszcze okazja, to pokaże ją całą.
Zrobiliśmy spore kółko i wróciliśmy na poprzednie łowisko. I usłyszałem od Gruszki długo wyczekiwany okrzyk "mam". W tym roku łowiliśmy krótko, a szczególnie Zbyszek, więc dobrze się stało, że jemu przypadła ta 60-tka.
I to już koniec naszej krótkiej wyprawy, w porcie przywitały nas okrzyki dzięcioła dużego, który gdzieś w pobliżu miał gniazdo i chciał nas od niego oddalić. Odfruwał, wracał, a okraszał to wszystko głośnymi, ptasimi okrzykami. Cicho i szybko ...uciekliśmy😀
Pozdrawiam - Janusz
Ale przyroda!!! Piękne fotki i relacja
OdpowiedzUsuń