Upał, upał i ...okonie

Tydzień upałów dał się wszystkim we znaki. Nie padało już w naszym otoczeniu dawno i trudno to znieść na co dzień. Straciłem już wiarę w nieomylny /moim zdaniem/ ICM- prognozę pogody, bo te obiecywane burze i deszcze powinny być porównywalne z równikową porą deszczową, a omijają nas o kilka kilometrów. W nocy trochę chłodniej, więc około godziny 4 jest całkiem przyjemnie. I może też z tego powodu wyskoczyłem w wolną sobotę zobaczyć, co się dzieje na "mojej" wodzie. "Łysy" świecił jeszcze w okazałej pełni a już z drugiej strony niebo bladło na wschodzie. Cisza, chłodno ...super.


Sobota skusiła jeszcze nie tylko mnie, bo na płyciźnie ujrzałem Grzesia /miał ustawić się na łowienie linów i chyba to czynił/. Na wodzie pojawił się na krótko jeszcze kolega wędkarz, który szybko nam zniknął za zakrętem zatoki.


Nastawiłem się na połów okoni i spojrzenie na wody zatoki aż do tego zapraszało. Drobnicy masa, a pod nią...



Niedaleko łowił Grzegorz ...jak na razie bez rezultatu. Myślę, że te liny zbierają się do tarła i w takim okresie mają co innego w tych rybich głowach. Ale Grzegorza jeszcze nikt nie przekonał. Chodzi swoimi ścieżkami...



Pomyślałem, że okonie mogą jeszcze chwilę poczekać, więc powoli przy trzcinach udałem się do mojego ulubionego miejsca - ujścia Rurzycy z jeziora. Poranek lubię rozpocząć spotkaniem z moimi kleniami, bo uważam,, że złowienie klenia na sztuczną przynętę to spora umiejętność wędkarska. Z reguły, z tych spotkań wielokrotnie zwycięsko wychodzi ...kleń. Spotkałem cudowną rodzinkę tegorocznych kaczych maluchów, naliczyłem dziewięć sztuk. Oj kacza mama będzie miała co robić.


Płynąc pod trzcinami, oczywiście rzuciłem przynętą kilka razy i oprócz małych okonków uczepiła się na haczyku całkiem przyzwoita wzdręga. Piękna ryba, piękne branie i wspaniała walka. Polecam wszystkim...spróbujcie.


Te ciepłe dni przyspieszyły wszystkie procesy przyrody, i obserwuję już oznaki ..lata


Klenie znowu wyszły zwycięsko z dzisiejszej walki więc zabrałem się za łowienie okoni. Pierwszy złowiony ponad "trzydziestak" dawał nadzieję  na dobre połowy.


I miałem rację, dzień w kalendarzu mogę zapisać pod hasłem "dzień słonia". Nałowiłem się okoni, jak to mówią, "za wszystkie czasy". W wodzie jest go sporo, przeważa nieduży...ale jak pozwolimy mu urosnąć, to będzie duża frajda z łowienia. Kilka największych zabrałem do siatki, będą ozdobą kolacji u mojej Mamy. 


Pozdrawiam-Janusz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie