Sobotni, popołudniowy remis na j. Górnym
Uspokoiło się sporo w sprawach budowy i oddania naszej rodzinnej inwestycji /a działo się.../, więc mogłem pomyśleć o swoim zaniedbanym, w tym roku, wędkarstwie. Zaplanowałem wypad poranny na jezioro Górne. Plany planami a pogoda potrafi spłatać "psikusa". Obudziłem się rano o 6, wiało, mżyło i później padało. Cóż było robić, powrót pod kocyk. Gdzieś około południa zrobiło się pięknie, więc krótki telefon do Czarka / popołudniowe godziny łódki przypisane są Cezaremu/ może zabierzemy się razem. Po drodze jeszcze perturbacje z moim samochodem, "zbiesił się i nie zapalił. Pomknęliśmy więc Czarka Alfą i za kilkanaście minut mogliśmy oglądać poniższy widok.
Ja złapałem się za wędziska, a Czarek oczywiście za aparat fotograficzny. Zainteresowanie fotografią dzieli po równo z wędkarstwem /próbki jego talentu można obejrzeć na Facebooku/.
Korzystając z obecności Mistrza poprosiłem również o fotkę, rezultat całkiem całkiem. A może jestem fotogeniczny...żartowałem!!!
Pogoda była zmienna. Jak przyjechaliśmy to ciepła i słoneczna, a po dwóch godzinach powiało i chmury przesłaniały słońce. Po ostatnich upałach, osobiście uważam ,że trochę chłodu nie zaszkodzi.. Na niebie chmury rzeźbiły niepowtarzalne obrazy...
Czarek co chwile zmieniał przynęty, a ostatnio przestawił się na casting i pieczołowicie grzebał w pudłach, wyciągając coraz to innego jerka.
Czasem się zastanawiam, czy ten wybór, kolory itp. to ma wabić ryby, czy może wędkarzy przy sklepowej ladzie. Obserwuję swoje i kolegów pudła i stwierdzam , że można dostać oczopląsu. Pudła Czarka to również bogactwo różnorodności.
Cezary "głuszył" wodę jerkami i wygłuszył szczupaka. Krótka walka i ...urwał go przy burcie. Stwierdził, że dobrze się stało, bo taki około pięćdziesiątak nie musiał przeżywać już większego stresu przy jego wyczepianiu.
Panujący spokój wokoło zakłócili kajakarze; kilka kajaków w wyłącznie męskiej obsadzie. Niestety na odpoczynek wybrali małą łączkę nad Rurzycą i musieliśmy być świadkami ich głośnych rozmów.
Słońce chyliło się powoli do ukrycia się za horyzont i namówiłem Czarka na obłowienie mojej dobrej miejscówki. Wybór był dobry, bo po kilku rzutach poczułem "walnięcie" w blank wędziska i po chwili holowałem również takiego "pięćdziesiątaka". Z wyczepieniem było trochę gorzej, bo połknął gumę bardzo głęboko. Ale cóż to jest, jak się ma odpowiednie narzędzia. Kilka reanimacyjnych ruchów w wodzie i drapieżnik powoli ruszył na swoje łowiska. Do następnego...
I to byłoby chyba wszystko. Górne żegnało nas jak zwykle innym zachodem słońca. Niezmiennie jednak zawsze pięknym.
Pozdrawiam- Janusz
Bardzo dobra fotorelacja. Pozdrawiam ; )
OdpowiedzUsuń