Bezrybna ale..piękna wyprawa

Zostało mi jeszcze kilka dni z bieżącego roku, to postanowiłem wykorzystywać je pojedynczo na całodzienne wyprawy wędkarskie. Ostatni dzień września był właśnie takim dniem więc krótka rozmowa z kolegą Jackiem /zamierzałem odwiedzić jezioro Dąb, a tam Jacek przycumował swoją łódkę/ i rano zameldowałem się w małym trzcinowym porcie.


Słodki widok dla wędkarskich oczu, woda spokojna, /będzie dobrze widać miejsca gromadzenia się drobnicy. Wokoło przewaga koloru zielonego,, na drzewach jeszcze sporo liści, trzcina zielona, jakby to była pełnia lata. Trochę suchych liści w łódce, chłód przenikający przez ubranie, świadczą o nieuchronnej jesieni.


Lubię bardzo pływać po tym niewielkim jeziorze, bo tak jak dzisiaj jestem sam, mogę bez przeszkód obserwować otaczającą przyrodę. Łowienie np. na jeziorze Raduń już jest zupełnie odmienne /odgłosy miasta, motorówki, kajakarze, biegający brzegami ludzie itp./Tutaj, gdzie nie spojrzę, to cudowny spokój.


Z trzcin wychyliła mi się urocza, łabędzia rodzinka. Złapałem oczywiście aparat...a tu przelatująca czapla również chciała się znaleźć w obiektywie mojego "cyfraka"/ zdjęcie technicznie kiepskie, ale sytuacja do pozazdroszczenia/. Tylko przyroda potrafi wyreżyserować takie zdarzenia.


Czaplę w jej majestatycznym locie uchwyciłem jeszcze raz.Piękne ptaki...

Nad głową krzykliwie lecz w "żołnierskim", regularnym kluczu przelatywało mi stado odlatujących gęsi. Jesień idzie...


Słońce wyszło na dobre, wiatr ustał, nawet ja odłożyłem wędkę, ręce oparłem o burty łódki i wystawiłem twarz do pełnego słońca


Okazało się, że nie tylko ja mam ochotę na opalanie i jesienne promienie słońca. W oddali na kładce ujrzałem kormorana, który po porannym polowaniu suszył swoje pióra. Pomimo swojej drapieżnej natury to wspaniałe ptaki.


Na następnej kładce to już "sjesta na całego". Kaczki zupełnie nie zwracały na mnie uwagi, tak im było dobrze na przy tym grzejącym słoneczku.


Trzy kaczory podniosły się tylko na łapach  i jakby chciały ochronić spokój swoich towarzyszek zwróciły się dziobami w moją stronę, bacznie mnie obserwując. Po cichu się oddaliłem...


W ręku ciągle aparat fotograficzny, rzadziej wędzisko, stwierdziłem, że czas na odpoczynek Jakaś kanapka / z czym by ona nie była to nad wodą smakuje wybornie/ kubek gorącej herbaty /ostatnio zielonej, smakuje jak woda z bagien, ale podobno ...zdrowa/. Herbata parzy wargi, bardzo gorąca /dzięki Kasiu za wspaniały prezent= termos/. Tak sobie siedziałem w ciszy, aż przed oczami mignęło mi coś bardzo szybkiego i kolorowego. Zimorodek zaaferowany swoim polowaniem nie widząc mnie przysiadł nieopodal na resztkach kładki. 


Mój bezruch opłacił się całkowicie, bo ten bardzo płochliwy ptaszek poobracał mi się do fotek, jakby prezentował swoje kolorowe odzienie, na jakimś pokazie mody. Ot taka ptasia próżność...

Natrafiłem później w internetowej sieci na zdjęcia zawodowego fotografa, zobaczcie jakie piękne: 
http://www.swiatobrazu.pl/po-6-latach-i-720-tysiacach-zdjec-fotograf-wykonal-wymarzone-ujecie-zimorodka-32869.html

Czas było już kończyć dzisiejszą wyprawę. Nie widziałem żadnej ryby, ale nie żałuję. Wręcz przeciwnie, będzie to jedna z bardziej pamiętanych , moich wypraw.


Pozdrawiam-Janusz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie