Dzięki mojej kochanej wnuczce, Julce, która wyręczyła mnie w codziennych obowiązkach, mogłem zaplanować samotny, wędkarski wypad. Samotny, bo moi współtowarzysze połowów, w tym dniu niestety, nie mogli mi towarzyszyć.Wyruszyłem gdzieś około godziny dziewiątej, wyluzowany, w samochodowym radiu /a właściwie nazywając odtwarzaczu ,bo jak w minionym czasie zrobiono z radiowej "trójki" ....😡😡 to wstawiłem coś w dziurę po odbiorniku, co odtwarza moją ulubioną muzykę z You Tube.👍 Niestety, humor straciłem już po minięciu węzła drogowego. Wycięte drzewa, poryte pasy lasu, wszystko pod budowany drugi pas drogi szybkiego ruchu. Niestety, nawet po skręcie na drogę do Czechynia leśnicy zrobili swoje leśne "porządki". Pozostawione samotne drzewa na wyciętych pasach pięknych, zielonych lasów nie poprawiają nastroju. Dobrze, że chociaż w głośnikach słyszę ulubionego Van Morrisona i "Someone Like You".
'

Za kilkaset metrów w Głowaczewie poprawia mi również nastrój, widok kościółka stojącego na wzgórzu i w tym dniu oświetlonego porannym słońcem. Super widok...
Dojechałem, rozpakowałem się i powoli /bo "z górki"/wszedłem do lasu, gdzie już pomiędzy drzewami połyskiwała tafla naszego jeziora. Zły humor całkowicie minął, gdy na miejscu przy ścieżce ujrzałem rower Grzesia. Jak już wiecie /z poprzednich postów/ Grześ to najstarszy wśród naszej wędkarskiej paczki, pokonujący prawie codziennie 32 km!!! na tym pojeżdzie. Góry, podjazdy, duży ruch tirów, no i najważniejsze 80-tka "na karku".👍👍👍
Jeszcze kilka kroków po stromej ścieżce i przywitałem ulubione jezioro i naszą łódkę. Woda spokojna, słońce w pełni, cisza i spokój.
Wiosna ubarwiona w kolory jeszcze bardziej 'jesienne", ale równie piękne. A z każdym dniem będą coraz barwniejsze i ...zielone. W oddali, na swoim łowisku, na tej dużej wodzie samotny Grześ.
Z prawej strony na płytkiej zatoce para również "naszych" łabędzi. Para tych pięknych ptaków pozostaje z nami przez cały rok, nas się nie boją, a nam umilają spędzany czas.
Po cichu podpłynąłem do Grzesia, zauważył mnie dopiero jak byłem blisko. Ryba brała, to skupił się na łowieniu. Pogadaliśmy chwilę i postanowiłem kotwice opuścić obok jego łódki. Ryba żerowała, można było zamienić kilka zdań, nie tylko "wędkarskich"...co będę szukał innego łowiska.
Stanowisko przygotowane, bat na podpórce, woda "marzenie". Czyż może być lepiej?
Są i pierwsze brania, kilka ładnych płoci na początek, są i drobniejsze, ale generalnie "trzymają wymiar".
Posiedzieliśmy z Grzesiem kilka godzin, jak się pojawił wiaterek i woda pofalowała kolega zabrał się do domu. Ja posiedziałem jeszcze taką większą godzinkę, a że mijała już pora "obiadowa", również powoli zacząłem pakować sprzęt. Statystycznie to złowiłem ponad 2 kg fajnej płoci, a o spędzonym, pięknym dzionku nie wspomnę😀
Powoli wiosłując w stronę portu pstryknąłem jeszcze jedną, pożegnalną fotkę naszego jeziora. Przyznacie, że jest tzw. "klimat"...
Do napisania postu /jak zwykle/ zabrałem się na nastepny dzień i fotka powstała na meczu naszej IGI.
Wyniku nie komentuję, ale po wędkarsku powiem, że nam też się zdarza powrót z łowiska "o kiju".
A dla tych, co mają odmienne zdanie, to powiem jak zwykle, że "ryba była chrupiąca i gorąca, a piwo dobre i zimne"😁😁😁
Pozdrawiam - Janusz
Super relacja i piękne wiosenne fotki!!👍👍udanych dalszych połowów 🐟🎣🐠🐟
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny wypad z jeszcze przyjemniejszym zakończeniem...:)
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetna relacja z pięknymi zdjęciami. Gratulacje👍👏
OdpowiedzUsuń