Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Trochę Was chyba zaintrygował tytuł, ale blog "Wędkarstwo i nie tylko" dzisiaj będzie miał namiastkę "...i nie tylko". Jakoś tak im bliżej jesieni, to straciłem całą energię, ciągle bym drzemał i pętał się bez celu po mieszkaniu. Oczywiscie nie uszło to uwadze mojego, kochanego otoczenia i pomimo moich protestów Julka /najstarsza wnuczka/ zapisała dziadków na kompleksowe badania. Wszystko był cudownie, dopóki nie przyszły wyniki. Maryla z tej eskapady wyszła powiedzmy na "czwórkę", ja niestety promocji nie dostałem. Dostałem termin zabiegów , które tak naprawdę uratują mi parę lat życia. Wysnuliśmy z tego, z małżonką, taki przekaz do Was, że powinniśmy w życiu przebadać się kompleksowo minimum 2 razy, po skończeniu 40 lat i 70 lat. Powyższe nie podlega dyskusji!!!



A to moja porcja leków po przjeździe z apteki. O ścisłej diecie nie wspomnę, nie dostaniecie już zdjęć pieczonego boczku, wędzonych, swojskich wędlin itp. Zażartowałem przy lekarzu, że pozostanie mi brokuł, szczaw i woda niegazowana. Nie uśmiechnął się nawet...


Jak już wróciłem do domu, pierwszy telefon oczywiście był do Gruszki. "Niestety żyję i mam cholerna ochotę złowić jeszcze kilka "kaczodziobych" i "pasiastych" rozbójników." Zbyszkowi dwa razy nie trzeba było powtarzać, i już byliśmy umówieni na j. Górne.


Górne przywitało nas jak zwykle pięknie, a ja szczególnie napawałem się tym widokiem. Jak mi tego brakowało...Uprzątnięcie łódki z liści, wylanie wody i ogółny ład, zajął nam trochę czasu. 


Zbyszek trochę chyba też "wyposzczony" zajął się od razu spiningiem.

Ja niestetydo wędkarskich pudełek z przynętami dołożyłem glukometr, strzykawkę z insuliną. Z budzikim, przypominaczem muszę zadbać o odpowiedni poziom cukru. Gruszka wyręczł mnie w wiosłach i kotwicy...ręce jeszcze pooblepiane plastrami. Damy radę...


To "bezrybie " w tytule dotyczy pobytu na Górnym, ani jednego pobicia drapieżnika, pomimo użycia sporej ilości różnych przynęt. Jesienne widoki naszego jeziora trochę rekompensowały porażkę.


Spływając już do portu, spotkaliśmy kolegę Janka, mieszka niedaleko i chciał zabrać już na zimę wiosła z nowej , zakupionej w tym roku, łódki. Zaproponowaliśmy, aby wykorzystał okazję naszego spotkania i wyciągniemy łódkę z wody na zimowanie.


Jak postanowilismy, tak zrobilismy, łódka na brzegu schnie, Janek zadowolony, a ja odbyłem niezły spacer. Było ciężko, ale ...super.


No i doszliśmy do ostatniej części moich "przemysleń". Odczuwaliśmy duży niedosyt z bezrybnej wyprawy na Górnym, więc po dwóch dniach Zbyszek zadzwonił, że pogoda ok. i jakbym miał "okno pogodowe"/ wolne od dziadkowych obowiązków/ to ma ogromną ochotę pogonić za szczupakiem, ale już na naszym "topowym" łowisku. Na następny dzień już bylismy na wodzie...


Oczywiście, sami na wodzie, nie licząc łabędziej rodziny, w której dwa wiosenne niedorostki wyrosły na piękne ptaki.


Zbyszek zmienił kolejną już miejscówkę, coś tam poplątał przy wędzisku, a ja rzuciłem obrotówką obok kępy grążeli. Poczułem miękki zaczep i chciałem się nim zająć, ale nagle szczytówka wędziska "ożyła". Ale nadal było jakoś niemrawo i delikatnie, ale po chwili go ujrzałem. Gruszka był bliżej i jego słowa "niezły jest"postawiły mnie w pełnej gotowości. Zaczepiony kotwiczką za górną wargę przy napiętej plecionce, doholowałem go do burty. Chwytak, niestety w lewej ręce /na prawej bandaże/trochę sprawiał kłopotów ale dałem radę.


Miara wskazała 78 cm, przybicie piątki z Gruszką, gratulacje i obowiązkowe fotki.



Jak się później okazało było to jedyne porządne branie szczupaka tego dnia. Zbyszek miał jeszcze krótkiego około40 taka i okonia 29 cm. 


Na wodzie spotkaliśmy kolegę Jurka, również z miernym skutkiem biczował bezowocnie od kilku godzin wodę.


Jurek to "chłopak z naszej dzielnicy", oczywiście tej młodzieńczej. Ale miło zawsze powspominać, chociaż minęło kilkadziesiąt lat. Na swoim pontonie wygląda profesjonalnie, wtopiony w otoczenie. Ma duże umiejętności w naprawach i przeróbkach wędkarskiego sprzętu. Polecam szczerze, a wiem, co mówię.


Wykorzystaliśmy okazję i ...Jurka do zrobienia fotki. Chyba po tych szpitalnych problemach trochę kilogramów ubyło, bo dziób łódki ...jakby wyżej😂😂😂😂😂 


Nie pisałem wcześniej, ale trochę zmarzliśmy. Powiewało i czubki palców, chociaż w rękawicach...marzły.Pora już była okołoobiadowa, pogoda nijaka, więc szybko zapadła decyzja o powrocie. BYŁO SUPER👍👍👍👍


Pozdrawiam-Janusz

Komentarze

  1. Super, a jak miło teraz będziecie dbac o siebie nawzajem z małżonką ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna relacja , życzę 100 lat w lepszym zdrowiu i udanych połowów!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. No to jest historia!!! A jaka 78-centymetrowa nagroda za ten ciężki czas. Gratulacje u chcemy więcej. Kiedy będzie profil na instagramie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrawiam ,dużo zdrowia dla Ciebie I Marylki.Cieszmy się z życia. K.P

    OdpowiedzUsuń
  5. Janusz jesteś DOBRY w lowieniu okazów, życzę dalszych udanych połowów i takich przyjaciół jak "GRUSZKA"

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie