Czyżby pierwsze wiosenne łowienie?

Mija już kolejny tydzień, gdy z nieba leją się strugi wody. Miesiąc luty zawsze kojarzył się ze śniegiem i mrozem. Nie tesknię za jednym i drugim, ale potwierdzona byłaby reguła. Ale z kolegą Romanem, śledząc aplikacje pogodowe / każdy inną;  Roman - norweską, a ja ICM/ znalazło się okno pogodowe w niedzielę. Obrazki i wykresy wyglądały obiecująco, więc zostały do uzgodnienia detale, godzina wyjazdu, kto za kierownicą, gdzie i co łowimy. Padło na Dacię Romana i jak się pózniej okazało to całe szczęście. Jak zjechaliśmy z "asfaltu" to przestraszyliśmy się, co zrobiono z niezłą do tego czasu drogą. Jej już nie było!!!Głębokie doły, koleiny wypełnione wodą. Oczywiście las był w trakcie wycinki, stosy wyciętych drzew, ciężkie maszyny stojące między drzewami. W naszym samochodzie zapadło milczenie, wszyscy mamy jedno zdanie na temat tej całej "gospodarki". Ciekawe, czy do wiosny uda się wjechać samochodem osobowym przez drogę, która została udostępniona, oznakowana i miała zapraszać do rezerwatu przyrody. Nie przytoczę słów, bo są niecenzuralne, które wypowiedzieliśmy w kabinie auta.


Dojechaliśmy do parkingu i dalej już pieszo nad "nasze" jezioro. Widok wody między drzewami uspokoił nerwy i złość.


Jedynie nasza łódka pozostała w wodzie, nie wyciągaliśmy jej na brzeg, przewidując, że połowimy wcześniej i jak w ubiegłych latach, zimy nie będzie. Była lekka "omyłka" ale krótka . Oczywiście łódź ma swoje "wymiary" i przez ten deszczowy okres wypełniona została porządnie wodą. Ale co tam dla nas, Roman pracował nawet na "dwie ręce". Pół godzinki i ładowaliśmy się do naszego "Potiomkina II"😁😁 


Wokoło piękna cisza /warto było wstać rano, aby to zobaczyć i "usłyszeć"/i zbrodnią byłoby nie zrobić kilku fotek i podzielić się z Wami. 




Ocztywiscie popłynęlismy na łowisko wczesnowiosenne, "płociowe". Zabraliśmy tzw. "baty" o różnych długościach, no i jak zwykle jakieś spiningi okoniowe /był plan B, przy zerowym żerowaniu białej ryby/. Ale nie było tak źle, chwilę po zarzuceniu zestawów pojawiły się pierwsze brania i płocie.


Generalnie to łowił Roman, przystosował sie do łowiska znacznie lepiej niż ja, bo miotałem się z wędziskami, zestawami i ...diabeł tylko wie z czym jeszcze. 


Ryba "brała" nieźle, płocie były spore, to rzadko spoglądaliśmy wokoło. Zdążyłem tylko złowić aparatem swoisty balet łabędzi nad spokojńą taflą jeziora. Pięknie...👏👍👍


Kilka godzin minęło nie wiadomo kiedy, czas zbierać się do domu. U mnie w siatce ok. 2 kg płoci.


Roman potwierdził swoją wyższość /obiecałem mu, że przy następnym łowieniu dotrzymam mu kroku/ i po zważeniu miał ponad 4kg. Czyli ogólnie moja totalna klęska😢😢😢


 Podsumowując było jak zwykle SUPER, Dzięki Roman za cudownie spędzoną niedzielę w Twoim i przyrody towarzystwie. Nie mogłem się oprzeć, aby nie wysłać Wam poniższej fotki. Zaznaczam iż piwo jest dobre i zimne, a świeżo smażona płotka parzy w palce. Zazdrośćcie...😁😁😁


Pozdrawiam - Janusz


 








































Komentarze

  1. Podziwiam zapał zimowy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Końcówka - palce lizać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Julia Lipińska21 lutego 2024 06:38

    Super dziadku ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Niedość że wędkarstwo, to jeszcze poezja z prozą w Lutowym dniu zimy. Pozdrawiam i życzę dalszych Obfitych połowów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super relacja i udanych połowów 👍

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie