Nareszcie... pierwszy, zimowy wypadzik na j. Bytyń
To słowo "nareszcie" powinienem napisać dużymi literami. Od października nie miałem kontaktu z wędkarstwem. Koledzy łowili okonie, szczupaki a ja przesiedziałem ten czas w domu /nogi w opatrunkach po wypadku/. Tak więc jak dostałem kilka zdjęć od kolegi Romana z jego połowów podlodowych, to ze schowka wywędrowała skrzynka ze sprzętem na połowy podlodowe. Krótki telefon z ustaleniem godziny wyjazdu i rano o godzinie dziewiątej jechaliśmy w stronę Nakielna. Piękne słońce, kilkustopniowy mróz to i płoty, przydrożne drzewa, ubarwione były pięknym, białym szronem.
Na jeziorze spokój i cisza. Bezwietrznie, słychać tylko czasem ptaki, przelatuje ich kilka nad głowami.
Roman od razu złapał świder i kilkoma obrotami miał gotowe "łowisko". Łowił zresztą w miejscu z dnia poprzedniego, więc było łatwiej.
Ja rozsiadłem się wygodnie na skrzynce i przy "nowej dziurze. Lód bezpieczny o grubości około 20 cm, Trochę mroziło w poprzednich dniach. Jak już pisałem było bezwietrznie, świeciło i grzało słoneczko, więc kurteczka nie musiała być zapięta.😀
Łowienie podlodowe białej ryby nie wymaga specjalnego sprzętu. Prosty kijek, kołowrotek a raczej zwijadełko. Ważne jest bardzo wyważenie spławika ze względu na delikatne brania ryb.
Roman oczywiście miał trochę inne wędki, ale idea była taka sama. Jeszcze o ubraniu na takie połowy, musi być ciepłe i wygodne. Roman pozuje do zdjęcia w kurtce f-my Graff /zresztą z siedzibą w Wałczzu/, nosi ją już ładnych parę lat i jak mówi, nie zamieni na inną. Żadne wiatry, mrozy są mu niestraszne.😀😀
Jak już pisałem podejście do połowów podlodowych u każdego jest inne. Roman nawet otwory wierci inne niż większość z nas. Tzw. "ósemki" mają być pomocne przy złowieniu dużego leszcza i jego wyjęciu z wody. Coś w tym jest...ciągle czekamy na te leszcze.😁😁
Na łowisku odwiedził nas Zbyszek, brat Romka, który na lodzie był chyba po raz pierwszy. Sprzęt nie ten, ubiór nie ten. Wytrzymał godzinkę, nie złowił żadnej ryby, zmarzł porządnie.
Ja i Roman nie narzekaliśmy, po kilkanaście płotek, wymiarowych /okazów nie było/ cudownie spędzony dzionek...cóż więcej potrzeba.
Słońce pomimo iż było jeszcze wysoko, to chowało sie powoli za napływające chmury. Gdzieś około godziny czternastej zgodnie pozbieraliśmy sprzęt i szczęśliwi podreptaliśmy do samochodu.
A to już wieczór i mała wędkarska kolacyjka. Płoć jest gorąca i chrupiąca a piwo zimne. Możecie zazdrościć...albo samemu się wybrać na połowy. Warto...
Pozdrawiam - Janusz
Komentarze
Prześlij komentarz