"Bytyńskie" okonie-nareszcie połowiliśmy
No i jest, dawno oczekiwany i planowany tygodniowy urlop. Umawiałem się z kolegą Tomkiem, że spróbujemy połowić okonia na Bytyniu. We wcześniejszych relacyjkach opisywałem możliwości Tomka /łódka, miejscówka na wyspie/ tak, że trafiłem, jak to się mówi: "na gotowe". Łódeczka bujała się przy pomoście, a w oddali zieleniły się dwie wyspy.
Tomek usiadł jak zwykle przy sterze nowego silnika, a jego znajomość miejscówek jeziora dopełniona jeszcze wskazaniami sondy zapowiadała ...sukces. Zresztą uważam, że na tak dużym akwenie to ...minimum.
Moja rola na łodzi to zapewnienie dobrego...balastu😀 i obsługa kotwicy.
Na swojej wodnej trasie spotkaliśmy łódź rybaków. Stawiali kilkaset metrów sieci sielawowych. Ryby tej jest coraz mniej w jeziorze, intensywne połowy doprowadzą do tego, że moje wnuki nie będą miały możliwości zachwycania się smakiem wędzonej sielawy. Ci co próbowali, to potwierdzą, że może konkurować spokojnie z wędzonym węgorzem.
Zawodowi rybacy to codzienny widok na jeziorze, to ich praca...ale jak zwykle wywołuje dyskusje i mieszane odczucia.
Po ostatnich upalnych dniach bałem się, że "usmażymy" się na łódce, ale dzień był łaskawy i uszczęśliwił nas kłębiastymi chmurami przesłaniającymi, co chwile, palące słońce.
Bytyń Wielki to jezioro mające wspaniałe warunki do uprawiania żeglarstwa. Niestety spotkaliśmy tylko jeden "biały żagiel". To smutne, że w środku wakacji, przy sporej ilości łódek i trzech /Nakielno, Drzewoszewo, Próchnówko/portach tak mało łódek widać na jeziorze. To samo dotyczy wędkarzy, byliśmy w tym dniu ...jedyni. Moim subiektywnym zdaniem to głównym powodem jest surowość obowiązujących przepisów, zamknięte zatoki, wysokość opłat /wędkarska dniówka to koszt 40 zł/.
Tomek pokazał mi skutki przejścia przez jezioro huraganu. Trafił w "małą" wyspę /na zdjęciu/ ale i na dużej wyspie połamał spore drzewa jak zapałki. Spore szkody poczynił również w domkach i otoczeniu. Szczęśliwie nikt z ludzi nie ucierpiał, ale sprzątania jest sporo.
Ale wybraliśmy się na ryby, wiec trochę zdań na ten temat. Zdążyliśmy opłynąć tylko kilka miejscówek /zrobiliśmy sobie przerwę na smacznego grilla...a co😀/ale okonie brały wszędzie, więc nie spieszyło nam się wcale. Na każdej miejscówce powtarzał się taki sam schemat, kilka dorodnych okoni powyżej 30 cm, a później drobniejsze. Oczywiście poszły do wody, niech rosną na następną wyprawę.
Czas biegł nadzwyczaj szybko, dla mnie za szybko. Czas było wracać do domu. Bytyń pożegnał nas pięknym zachodem słońca. Spędziłem wspaniały dzień i za to dziękuję Ci Tomku👍
Pozdrawiam-Janusz
Bardzo dobrze się czyta w poniedziałkowy poranek tuż przed rozpoczynającym się tygodniem rzeczywistości...
OdpowiedzUsuń