Kwietniowa "majówka" na j.Górnym


Już nie mogłem się doczekać, co roku jest ta sama gorączka. W tym podarowano nam zgodnie z regulaminem jeden dzień więcej. Karta urlopowa wypełniona, pierwszy tydzień maja jest mój i szczupaków. Na pierwszą wyprawę oczywiście wybrałem się z kolegą Zygmuntem na j. Górne. Spotkanie o 5 rano przy minusowej temperaturze przyjął w milczeniu, co napawało optymizmem na następne godziny. Spłoszona naszymi krokami kaczka spoglądała tylko  ze zdziwieniem na niespodziewanych gości.



Pomimo braku wiatru, dokuczliwe zimno dawało się we znaki. Obaj z Zygmuntem pierwsze promienie słońca przyjęliśmy z ulgą. Będzie lepiej...



Na wodzie dawał się odczuć wiosenny czas. Ptaki wodne zajęte tylko sobą zupełnie nie zwracały na nas uwagi.


Wszędobylskie perkozy pływały parami, ale po okresie godów trzeba będzie baczniej się im przyglądać. Dla mnie są wskaźnikiem przebywania drobnicy w jeziorze, i często to ja im towarzyszę w ich polowaniu. Gdzie drobnica i polujące perkozy tam z pewnością napotkamy również drapieżniki.


Przymrozek trzymał i nie ułatwiał łowienia. Trzeba było od często oczyszczać przelotki z zamrożonego szronu.


No i jest pierwsze pobicie, "niewymiarek", ale cieszy. Nie liczymy w tym pierwszym czasie na wielkie sztuki, bo "siedzą" chyba jeszcze głębiej. Na nie przyjdzie jeszcze pora w cieplejszych miesiącach.


Ten wziął na jasnego,z brokatem Savage , bardzo dobrą gumę. Ma jedną wadę, nie jest odporna na szczupacze zęby. Ale co tam...aby tylko brały. Wszystko wynagradzają te "odjazdy" na kiju...


Ja też mam swojego "szczypaka", niewielki ale pierwszy w tym roku i to bardzo cieszy.


Delikatnie odczepiony i ..."płyń i rośnij". Do następnego spotkania....


Zapomniałem napisać, że na wodzie zanim przyjechaliśmy, to już łowił kolega Grześ. Kilkanaście kilometrów z Wałcza pokonuje rowerem /jeszcze w nocy/. Jak mówi, "na świt to już trzeba czekać w łodzi". U mnie ma przydomek "Sybirak". Porządny gość...


Zrobiło się zupełnie miło, musiałem to uwiecznić, bo pięknie i  "tapetowo"/fajny obrazek na tapetę na monitor komputera/


Pani Perkozowa również korzystała z ciepłych promieni słońca, wysiadując dumnie na gnieździe.


Tak łowiąc tu i tam nie zauważyliśmy, że mamy na łowisku nowego gościa. Ale to kolega Czesław płynął wolniutko przy brzegu, obławiając wszystkie miejscówki. Wyniki do tej pory mierne, ot kilka pobić i "puknięć". Nic jeszcze nie zaciął...


Czesia nazywam "Don Kichot". Potwierdzicie, że pasuje do czasów Cervantesa? Bardzo przyjacielski i miły kolega...


Niestety, zaczęło się również rekreacyjne kajakarstwo. Krzyki, nawoływania...  Dla mnie taki widok to znak, że należy zbierać się do domu. Tak też uczyniliśmy...


No i statystyki dnia dzisiejszego. Pływaliśmy ok. 6 godzin, złowiliśmy 6 szczupaków /5 "niewymiarków" i jeden 62 cm/. Było SUPER!!!

Jutro na jezioro Raduń...będzie się działo😀😀

Pozdrawiam - Janusz

Komentarze

  1. Jak zwykle interesująco. Pozdrowienia z Łodzi i czekam na następne relacje.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie