Z pogodą "nie trafisz"... j. Raduń Duży
Co drugi tydzień mam "wolną" sobotę i ta wypadła 28 listopada, do tego trzeba dodać wolne u kolegi Tomka i w miarę przyjazną pogodę / chociaż podobno nie pogoda jest ważna, tylko ubranie, jakie założysz!!!/ W tym dniu wszystko przebiega optymistycznie, chociaż rankiem temperatura podnosi się wolno z minus 3 stopni Celsjusza. Wałcz przymglony i śpiący, bardzo cichy i spokojny.
Szybko się "sprawiliśmy" / Tomek tu "gra pierwsze skrzypce", robi to wielokrotnie ...i dobrze. Powoli mijamy zabudowane brzegi miasta. Słońce nieśmiało wychodzi ponad budynki i drzewa.
Obieramy jak zwykle kurs na nasze miejscówki przy końcu jeziora, wymaga to kilkudziesięciu minut płynięcia łódką średnim tempem. Można spokojnie pogadać...
Mijamy brzegi jeziora w późno-jesiennej szacie. Drzewa bez liści, krzewy i trawa w barwach od żółtego do brązu.
Wiatr wieje jak zwykle wzdłuż jeziora, więc pomny poprzednich doświadczeń siedzę w ciepłych ciuchach , wełnianej czapce i kapturze. Jest ok...
Opływamy swoje łowiska, jesteśmy prawie sami na tej dużej wodzie /spotkaliśmy jednego wędkarza ze spiningiem, chyba z Poznania, zwinął się jednak szybko/ Wiatr niestety wieje coraz mocniej to
i my powoli obieramy kurs powrotny.
i my powoli obieramy kurs powrotny.
Jak zwykle w drodze powrotnej zapinamy na agrafkach nasze ulubione Shad Rap-y Rapali , łódka powoli przesuwa się wzdłuż brzegu ustawiana przez Tomka na głębokości łowienia 4-5 m. Trolujemy...Długo nie czekamy na pierwsze branie, Tomek zapina okonia ok. 25 cm. Szybko wrócił do wody...niech rośnie dalej.
A i ja poczułem delikatne "puknięcie" na blanku kija. Mały szczupaczek połakomił się na sporą przecież przynętę. Już taka jego żarłoczna i rozbójnicza natura. Ale przecież tak bardzo lubimy za nim gonić.
No i jesteśmy na najbardziej znanych "wałeckich górkach", łódka na chwilę stop, obłowimy je troszeczkę. Wiatr jednak wieje coraz większy, trudno się utrzymać na nogach, zaczyna siąpić deszcz. Robi się szaro i ponuro. Ale co tam...
Stwierdziliśmy,że bezpieczniejszy będzie troling, wiec krążymy wokół górek. Tomek zapiął "szczypaka pięćdziesiątaka" /ale zrymowałem/. W tych warunkach uwolnienie go z kotwiczki było nie lada sztuką.
W jednym z najazdów Tomkowi wziął ładny sandacz. Tu 60 cm to już nieźle, więc duże brawa dla kolegi. Ja niestety ten dzień nie zaliczę do sukcesów, no cóż będzie jeszcze wiele przed nami.
Te białe kropki na zdjęciu to niestety... śnieg. Zrobiliśmy jeszcze jedno "kółko" i obraliśmy kurs na nasz niedaleki, zaciszny port. Zmęczeni, zmarznięci ale ...szczęśliwi z fajnie spędzonego dzionka.
W oddali miasto już błyszczało wieczornymi światłami.
W oddali miasto już błyszczało wieczornymi światłami.
Pozdrawiam- Janusz
Dobra historia jak zwykle... Zdjęcie nr 2 wygrywa. Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńGratulacje samego pomysłu na prowadzenie bloga a także wspaniałych rybek. Kapitalne fotki, piękny okoń sandacz. Oby ten rok również był udany!
OdpowiedzUsuńFajna przygoda no i udało się coś złapać:)
OdpowiedzUsuń