J.Raduń Duży-jeśli łowisz to zawsze... złowisz


Prognoza pogody sprawdzona na ICM-ie już w sobotę wielokrotnie, wszystko przygotowane i dogadane. Jedziemy na nasz miejski Raduń. W ciągu roku jest tych wypraw kilka , kilkanaście. Tak spogladając wstecz, to na tym jeziorze mieliśmy zawsze ładne wyniki. Z taką też nadzieją pojawiliśmy się rano w naszym "porcie. Większość łódek przycumowana była do brzegu, koledzy wędkarze wolą chłodne jesienne poranki spędzać pod kołderką. A szkoda...



Już dla samego widoku jeziora , spokojnej tafli, ciszy warto wyskoczyć z domu, trzymając w dłoniach ulubiony kijek. Mam to szczęście, że Tomek zaprasza mnie na swoją łódkę, z mocnym , spalinowym silnikiem i dalsze łowiska są w naszym zasięgu.


Za plecami pozostawiamy jeszcze uśpione niedzielnym lenistwem nasze piękne miasto. Na każdej wyprawie kusi mnie zawsze zrobienie tej fotki, fotografii Wałcza z pozycji wędkarskiej łódki na jeziorze.




Następnym akcentem jest nasz słynny "most wiszący" czyli kładka dla pieszych podwieszona linami na dwóch stalowych podporach. Komponuje się ładnie z otoczeniem, i jest ulubionym miejscem spacerów, nie tylko rodowitych mieszkańców.miasta.




Most "domyślnie" dzieli to spore jezioro na dwie części, tą "miejską' i drugą "wiejską". Do pobliskiej wsi Strączno to już kilkaset metrów. Jeszcze jednak trochę czasu Tomek pomacha rumplem zanim dopłyniemy na pierwsze łowisko.




A jeszcze po drodze nie mogę nie wykonać fotki kolorowych obiektów naszego kajakowego toru. Prawda, że ładnie się "wtapia" w jesienne barwy nadbrzeżnego lasu?




Pociągnąłem obiektywem aparatu jeszcze dalej po brzegu, bo tylko jesienią są takie widoki. Trzeba się wybrać jeszcze za tydzień, jak drzewa nabiorą bardziej soczystych i tęczowych kolorów.



 Nad naszymi głowami, co jakiś czas, przelatują klucze odlatujących ptaków. Teraz stadko krzykliwych gęsi...

 

Pierwsza "szczupakowa" miejscówka i Tomek zapina fajnego drapieżnika; po zmierzeniu 72 cm. Siedział sobie jak zwykle na sporym spadzie. W tym miejscu "padło" już kilka ładnych "kaczodziobych", a ciągle tam pływamy i miejsce "darzy" pięknymi rybami. Kilka chwil, małe śniadanko i łyk gorącej herbaty i dalej w drogę.




A polowaliśmy nie całkiem sami. Wspaniały jastrząb wcale się nami nie przejmując również powoli przemierzał swój rewir, szukając ofiary. Ptaki zamieszkujące okolice Radunia zaadoptowały się do warunków panujących nad jeziorem, kajakarzy, motorówek, hałasu przejeżdżających samochodów po niedalekiej 'krajówce".


Co chwila zmieniałem kije i zaowocowało to złowieniem 32 cm okonia. Wziął na "paskudę", czyli sklejonego Grubstera z urwanym ogonem jakiegoś twistera. Często robię takie wynalazki, nazywam je "paskudami".





Kręciliśmy się wokoło raduńskiej "wyspy", wspaniałego miejsca dla wędkarzy. Dołki , wypłycenia i brama na drugą, bardziej dziką cześć jeziora nazywaną Dybrzno, jak się trafi na żerowanie ryby, to można trafić sporego sandacza i okonia.. 



Minęło już kilka godzin naszego połowu, czas wracać do domu. Tradycją już się stało, że Tomek wprowadza silnik łodzi na małe obroty i trolingując obławiamy przybrzeżne miejscówki. Średnia głębokość w takich miejscach to 4-5 m i najlepiej sprawdzają się nam Shad Rap-y Rapali. Dzisiaj też na pożyczoną od Tomka przynętę "przyładował" mi ładny szczupak. Zmierzony komisyjnie -równe 70 cm. Niech mi ktoś powie, że w Raduniu nie ma ryb....


 Pozdrawiam-Janusz


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie