Rzeka Dobrzyca w niedzielny, lutowy poranek

Niedziela wolna od pracy, Tomek też ma wolne to umawiamy się na wypad nad Dobrzycę. Tym razem niedaleko, do Ostrowca. Rano oczywiście obowiązkowe skrobanie samochodu z grubego szronu, zamiana czapki "bejsbolówki" na ciepłą, wełnianą, ale co tam, pogoda ma być później. Idąc w stronę rzeki mijaliśmy łąki pokryte grubą warstwą szronu. Tomek trochę się krzywił, bo na kołowrotku miał nawiniętą cienką plecionkę, która mimo wielu zalet ma jedną wadę-chłonie wodę i w dzisiejszych temperaturach zamarza.




Pierwszy raz byłem na tym odcinku, ale od razu napawał optymizmem. Wolno sunąca głęboka rzeka z dostępnym brzegiem. Jak dla mnie... bomba!




Można oczywiście łowić z obu brzegów, jeden drugiemu by nie przeszkadzał, a wręcz pomagał, w uwalnianiu zaczepów, ale po mostku pozostały tylko słupy. Podobno właściciel okolicznych łąk hołdując zasadzie "wolnoć Tomku w swoim domku", któregoś poranka rozebrał mostek do cna. Do dzisiaj nie można znaleźć winnych tego faktu i ewidentnego łamania prawa. Żyjemy w dziwnym kraju...




Pierwsze rzuty, poznanie wody, dobranie przynęty to całe wędkarstwo. No i oczywiście otaczająca przyroda, ona tu jest najważniejsza




Słońce coraz wyżej, jest ciepło i ...chyba zbyt "zimowo" się ubrałem. Żeby nie otaczająca szarość to pogoda iście wiosenna. Łowi się wspaniale...brak pobić- nieważne.



Dotarliśmy do zakrętu pełnego zwalonych drzew, a to naturalne kryjówki pstrągów. Obrzuciliśmy go dokładnie przynętami ...i nic




Rzeka Dobrzyca jest też znana z turystyki kajakowej. W tym miejscu trzeba te kajaki przenosić, albo udrożnić przepływ uprzątając zwalone drzewa




Od początku istnieje konflikt między wędkarzami i kajakarzami. Stykamy się na tej samej wodzie czasami sobie przeszkadzając. Duża większość zachowuje się, jak  przyjezdni goście, miejscy turyści, którzy nieraz z całymi rodzinami płyną chłonąc piękne widoki na rzekach i jeziorach. Ale płynie też czasem pijana banda, rozwrzeszczanych "dzikusów", po których pozostają takie obrazki jak poniżej. Brak słów...




Następny mostek, a raczej jego resztki. Jestem tu po raz pierwszy i nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Ludzie czasem zachowują się, jakby byli sami na tym świecie, i nic poza własnym "JA" nie jest ważne.




Odwiedził nas kolega Jacek, na profesjonalnym rowerze i w profesjonalnym stroju. Łowi również i chyba z lekką zazdrością patrzył na naszą wędkarską wędrówkę. No cóż, zapraszamy następnym razem...



Odcinek dla Tomka był zbyt "prosty". Jak tylko skończyły się drzewa mruczał, że nie lubi takich "patelni", gdzie jest widoczny dla ryb z daleka



A mnie tam pasowało, żadnych zaczepów, dobre dojście, słońce grzejące w plecy. W którymś momencie znalazłem kępę suchej trawy i postanowiłem coś tam spałaszować. Ostatecznie samymi rybami człowiek nie żyje...jeść trzeba. A jak smakuje każdy kęs w takim miejscu, to trzeba samemu spróbować.




I znowu coś niezrozumiałego. Znowu wstęp wzbroniony!! I pomijając pytanie, kto miałby chodzić po tych łąkach, gdzie wokół hektary nieużytków. I dla kogo ta cała ekologia? Chyba dla właściciela gruntu i pieniędzy, które bierze ... za postawienie tablicy.




Bobry mają w dużym poważaniu wszelkie nakazy, zakazy i tablice, budując swoje konstrukcje na "ekologicznych łąkach.




Nie wiem, czy tu jeszcze wrócę, ogólnie to smutny odcinek rzeki. Za dużo tu ingerencji ludzkiej, a przyroda nie toleruje takiej pazerności. Wniosek nasuwa się jeden, musimy się jeszcze długo uczyć obcowania z przyrodą.


Pozdrawiamy - Tomek i Janusz

Komentarze

  1. Janusz moje gratulacje! właściwy człowiek na właściwym miejscu, nie wielu umie tak ładnie opowiadać a do tego ilustrować ładnymi zdjęciami, i przy tym łowić znakomite okazy ! pozdrawiam Jacek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Jacku za miłe słowa. Oby mi tylko starczyło czasu i cierpliwości na kontynuację tego bloga. Jak sam wiesz moje zasoby "historyczne" są spore, a i na bieżąco wykorzystuję każdą wolną chwilę na spędzenie jej nad wodą. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Zdjęcia są tak realistyczne i piękne, że zrezygnowałem ze sprzedaży swoich wędek - może zacznę znowu łowić...
    Płotki były pyszne w zaprawie szuwarowo-bagiennej, smażone zresztą też - wszystkie zniknęły...
    Pozdrawiam - Zbynio!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie