Jezioro Zdbiczno...łyk Ameryki
Podczas corocznych, rodzinnych wczasów w Zdbicach /osobna relacja/ zostałem zaproszony na połowy wędkarskie przez kolegę Tomka. Właścicielem łodzi jest Maciej, znany mi dobrze z kontaktów w mojej pracy. Jako, że mieliśmy w planie spędzić na wodzie cały dzień, to już wcześnie rano czekałem na małym pomoście, wpatrując się w dobrze znany mi widok /spędzamy tu urlop z rodziną od ponad 30 lat/.
Najbardziej znanym i ulubionym miejscem, nie tylko moim, jest mała zatoka prawie na wysokości naszego ośrodka.
Zaczęliśmy łowienie, oczywiście pierwszą rybę złowił jak zwykle Tomek. Górował nad nami sprzętem i swoim, dużym doświadczeniem. Niech mu tam...
Najbardziej znanym i ulubionym miejscem, nie tylko moim, jest mała zatoka prawie na wysokości naszego ośrodka.
Ośrodek jeszcze "śpi", jest cisza i spokój po które tu corocznie przyjeżdżamy. Przez tyle lat niewiele się tu zmieniło, ciągły brak pieniędzy na przystosowanie do warunków oczekiwanych przez klienta. Ośrodek został zresztą wystawiony na sprzedaż przez właściciela /PKS Wałcz/, liczę że nie pójdzie na zmarnowanie i zniszczenie, jak sąsiadujący obok /ośrodek po WPB/. Moją subiektywną opinią to nic bym tu za bardzo nie zmieniał, a bardziej ukierunkował się na np. wędkarzy i bardziej rozreklamował to miejsce w kraju.
W oddali już widać cicho sunącą łódkę kolegów, czas pozbierać graty i do łowienia.
I tu Wam wyjaśniam skąd ta Ameryka w tytule posta. Otóż Maciej jest właścicielem oryginalnego "TRACERA", amerykańskiej łódki zrobionej specjalnie dla wędkarzy. Płaska, podwyższona, wyłożona wykładziną podłoga, fotele obrotowe, wyściełane skórą i tak wygodne, że normalnie mogłem funkcjonować po kilku godzinach siedzenia na nich. Łódź wyposażona jest w dwa silniki /spalinowy i elektryczny, pojemnik na ryby z pompką, uchwyty do wędzisk, sondę. Tylko zazdrościć...
Tomek złowił ..."drapieżnego" leszcza, co zdarza się bardzo rzadko, ale jak mówią: szczęściu trzeba pomagać. Oczywiście leszczyk poszedł z powrotem do wody.
Staliśmy na dobrze mi znanym łowisku okoniowym, więc i mi drgnęła szczytówka wędziska. Okoń wynurzył się z wody...no może bardziej okonek.
Największą rybę wyprawy, jak się później okazało, złowił Maciej. Też okonia, większego a zrobił to testując moją ulubioną wędeczkę.
Przed nami jeszcze spory kawał jeziora, wpłynęliśmy na drugą zatokę. Jest upał, który daje się nam mocno we znaki i powoduje mizerną aktywność ryb.
Mijamy na brzegu drzewa jakby obsypane śniegiem, niestety to sprawka kormoranów i ich odchodów. Drzewa zaczynają tracić liście, usychają i obumierają, a populacja kormoranów z każdym rokiem jest coraz większa.
Upał był już tak duży, brań ryb jak na lekarstwo więc postanowiliśmy zakończyć dzisiejszą wyprawę. Było super i bardzo dziękuję kolegom, że mogłem spróbować ...łyka Ameryki.
Pozdrawiam - Janusz
Komentarze
Prześlij komentarz