Belona-skrzyżowanie węgorza z bocianem

Już od dawna chciałem wybrać się na Bałtyk i złowić belonę, dla nas nizinnych "łowców" rybę wysoce tajemniczą i nieznaną. Oglądałem filmy z połowów belony z łodzi i brzegu Bałtyku, naczytałem się wielu opracowań itp. Z głową pełną wiedzy, wyposażony w parę blach z Allegro, namówiłem jeszcze trzech kolegów na wypad nad nasze morze. Od kogoś dostaliśmy telefon do szypra z m.Rewa, nadmorskiej osady o której nikt z nas wcześniej nawet nie słyszał. Zameldowaliśmy się na 7 rano na pomoście po kilkugodzinnej jeździe Citroenem Berlingo Janka Skipora  /bardzo wygodnie zresztą/. Okazało się, że kuter, na którym wcześniej mieliśmy płynąć, ma awarię, w zastępstwie zostaliśmy zaokrętowani na niebieskiej szalupie o sympatycznej nazwie "Piotruś". Wszyscy już łowiliśmy na rybackich kutrach dorsze, więc wsiadając do takiej łupiny w 5 chłopa, miny mięliśmy nietęgie. Ale morze było spokojne, więc może jakoś...




Szyprem  /również w zastępstwie/ okazał się milczący, młody człowiek, który nie rozstawał się przez cały rejs z butelką wody. Gigantyczny kac...Cechą dosyć istotną "Piotrusia" był silnik diesla umieszczony na środku pokładu. Do dzisiaj zapamiętałem jego głośne "rarararara" które towarzyszyło nam przez kilka godzin rejsu po zatoce.



Wypływaliśmy więc na łowy belon w czwórkę: od lewej Janek, Tomek, Marek i ja. Łowiliśmy po 2 na jednej burcie, nie przeszkadzając sobie nawzajem. Belonę łowi się na mocny, spiningowy kij, mocny kołowrotek a przynętą są wydłużone błystki wahadłowe typu "Mors".



Pierwszą belonę złowił oczywiście Tomek, jego doświadczenie spiningowe zaowocowało również na morzu.
Branie belony to potężne uderzenie i wspaniała walka, którą potęguje jeszcze ruch płynącej w trolingu łodzi. Belona potrafi wyskoczyć nad wodę w pięknym piruecie trzepiąc "bocianim " dziobem, aby wytrząsnąć przynętę.


Po kilku chwilach i ja złowiłem pierwszą w swoim życiu belonę. Wrażenia niesamowite, porównywalne do walki z niezłym szczupakiem, gdzie belona jest bardziej nieobliczalna, szybsza i walcząca do końca.




Janek również, równolegle ze mną wyciągał z drugiej burty tego "bociano-wegorza". Aby wyczepić błystkę z kłapiącego, ostrego dzioba, musieliśmy pomagać sobie nawzajem. Bez długich szczypiec się nie obeszło...




Marek dopiero po dłuższej chwili dostał swoją pierwszą rybę wyprawy, ale stwierdziliśmy zgodnie, że pobił rekord wielkości.



Pływaliśmy po zatoce, na płyciznach, gdzie świetnie było widać przemykające się stadka belon. Następnym razem zastopujemy szypra i połowimy sobie w dryfie i ciszy, troling jest przereklamowany, chociaż bardzo skuteczny. Podpływaliśmy również pod brzegi, dla nas zupełnie nieznane i niedostępne, jako mieszczuchy jeździliśmy tylko na szerokie, piaszczyste plaże Bałtyku. A tu wiele pięknych i spokojnych miejsc...




Jak to na Bałtyku, pogoda zmienić się może w kilka chwil, toteż jak już zalewała nas fala na tej małej szalupie, stwierdziliśmy, że mamy dosyć. Zaczął wiać spory wiatr i morze z minuty na minutę było coraz bardziej niespokojne.



Belony, które złowiliśmy, podzielone zostały solidarnie, aby każdy spróbował świeżej ryby. Jadłem smażoną belonę, ma jedną dziwną cechę -zielonkawe kości, ale smakowała mi bardzo. Jednak uważam, że jest wybitnie wędkarsko-sportową rybą i po złowieniu należałoby się ją wypuszczać. Następnym razem...



Dopływając do portu mijaliśmy kuter, na którym mieliśmy wstępnie pływać. Po tym rejsie nabrałem jednak sympatii do ..."Piotrusia" Było OK!!!



Żegnaliśmy piękną o tej porze roku Rewę, piekną bo spokojną i cichą. Latem zapełnią się brzegi i plaże od turystów. Jak to dobrze, że "Beloniada=Wiosna"...


Pozdrawiam - Janusz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie

"...nie ważne jak zaczynasz..."