Zdbice 2011 - łowię z wnuczkami

Tradycyjnie jak co roku (obliczyliśmy z Marylą, że to już 32 raz...NIEWIARYGODNE!) wyrywamy jakiś tydzień na odpoczynek w Zdbicach. Warunki raczej "spartańskie", cały świat popędził dalej, a w tym miejscu czas się zatrzymał. A może jest e tym trochę uroku? Otoczenie tego miejsca, jezioro Zdbiczno wynagradza wszystkie niedogodności.






Duże wąskie jezioro przedzielone niezamieszkałym półwyspem. Wiele małych zatok, brzegi zarośnięte trzciną.



Jak już pisałem, jeździmy tam od wielu lat rodzinnie, z dziećmi, znajomymi i ich...znajomymi. Jest to bezpieczny i zdrowy raj do zabawy dzieciaków. A jeszcze jak dopisuje pogoda to nie wychodzą z wody. Oczywiście w nasze wnuczki próbuję zaszczepićbakcyl wędkarstwa. Wcale się nie opierają...



Zacięcia i cierpliwości to niejeden stary wędkarz mógłby im pozazdrościć.Opowiadania dziadka Janusza o wielkich rybach pływających w tych wodach podsycały wyobraźnię.



No i proszę! Jest pierwsza ryba, wprawdzie to tylko ukleja, ale od czegoś trzeba zacząć, a zresztą każdy tak zaczynał



Łowienie czasem przeradzało się w "mini" zawody wędkarskie. Tu "górą" była Julka, a dziadek był dumny.



Nie ukrywam, że na wodzie spędzałem większą część doby. Pobudka 4,30, łowienie do południa, przerwa do 15, znowu łowienie do zachodu słońca. Do dzisiaj czuję twardą ławeczkę i bóle w kościach od nie zmienianej pozycji w mojej "łupinie".



Miałem kilka swoich miejscówek, które "odwiedzałem" codziennie, o różnych porach. Schemat chyba był dobry, bo nie wróciłem żadnego dnia o przysłowiowym "kiju". Coś tam zwykle zaczepiałem...



Brań było sporo więc i wędkarskich przeżyć też, a o to przecież chodzi. Szczupaki mieściły się niestety w wymiarze między 40 a 50 cm, którego ja nie akceptuję, ale walczyć potrafiły wspaniale.



Było też kilka pobić czegoś większego, ale te walki niestety przegrałem. Na dowód zostało mi kilka poszarpanych gum i podgiętych haków (poniżej kopyto Relaxa w wielkości 4L a więc spore, z podgiętym hakiem i odgryzionym ogonem). Nie był to "szczypak"....



Było ogólnie wędkarsko "bardzo super", wszystko co złowiłem wróciło w dobrej kondycji do wody. Niech rośnie. Za rok, czy kilka lat może się jeszcze spotkamy



Urok otoczenia szczególnie o poranku, gdy wszystko się budziło jest nie do opisania. To trzeba zobaczyć i usłyszeć.



Prosty aparat cyfrowy zawsze zabieram na swoje wyprawy wędkarskie i staram się "zapisywać"te chwile. Nie ma nic przyjemniejszego jak późniejsze np zimowe odtworzenie, przypomnienie itp. 




Podsumowując tak bardziej statystycznie to łowiłem 5 dni, złowiłem ponad 30 "szczypaków"(wszystkie wróciły do wody). A niezapomnianych , przeżytych chwil...bez liku.



                                                                                                              Pozdrawiam - Janusz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie