Ostatnia, "jesienna" wyprawa


Nareszcie wolna sobota i żadnej przeszkody, aby nie wyskoczyć ze spiningiem na ukochane jezioro. Prognozy pogody tyko kasandrycznie brzmią, ale kto by się tam przejmował. Wiadomo przecież, że potrafią się również nie sprawdzić. W piątek od 13 godziny siedziałem w pracy przed monitorem nie wyglądając nawet  przez okno, ale jak wsiadłem do samochodu o 20,  to wokół już była biała zima, tak już na serio.  Kilka zarzuceń „zadem” samochodu i „ciepły” dźwięk ABS przypomniał mi, że oponki to mam jeszcze letnie. Od czego jednak są przyjaciele-wędkarze-wulkanizatorzy. Kręcił nosem, bo „.. człowieku na 8 mam umówionych 3 klientów i modlę się aby nie byli zbyt punktualni to może mnie nie pobiją...Westchnął tylko jak mu powiedziałem, że jadę na łódkę i ... umówiliśmy się na 7, 15 rano. No i przecierałem drogi leśne jako pierwszy / dobrze, że wszystkie dziury znam na pamięć/ na zimowych oponkach i grubym białym puchu.




Jezioro przywitało mnie ...ciszą. Żadnego dźwięku tylko niezwykła cisza. Na grubej już warstwie śniegu wiele śladów leśnych zwierząt. Jezioro biało-szare, a może bardziej srebrne, w każdym razie zupełnie inne niż przez wiele poprzednich dni. Piękne...




Łódka  stała w swoim zacisznym porcie, obsypana śniegiem,  który nieprzerwanie padał. Bardzo zwrotna, idealna do spiningu na mniejszych zbiornikach, można się nią zapuścić nawet w płytkie rzeczki. Do bezpiecznego  pływania niestety w pojedynkę. A może i dobrze...



Kilka chwil, pospieszne ruchy, można powiedzieć, że automatyczne / jak się robi to samo wiele razy/ i już byłem na wodzie. Uzbrojenie wędziska, wybór przynęty... dzisiaj padło na Meppsa Lusoxa, może jeszcze jakieś kopyto Relaxa. Przynęt wożę w pudełkach ponad 50 szt.,  różnych rodzajów, wagowo, kolorystycznie, a tak naprawdę do wody lecą 3-4 szt. Tak już mam...



Jeszcze spojrzenie na jezioro, ciągły dylemat gdzie płynąć. Dzisiaj jeszcze większy, bo ani śladu ptaków, że o „kółkach” drobnicy nie wspomnę. Nie ta pora...




Szczupły wyniósł się już na głębsze łowiska i tam go poszukam. Średnia głębokość jeziora to ok. 6m, ale jest też miejsce z około 20.m głębią. Jestem tu dopiero czwarty raz, to pływam tak trochę po omacku, na przyszłe letnie, ciepłe dni pomyszkuję z echosondą. A może zimą ... Drzewa na brzeg srebrzą się pięknie i nie mogę oprzeć się uwiecznieniu tego obrazu.



Śnieg chociaż drobny, to z towarzyszącym wiaterkiem i przy małym minusie, potrafi być dokuczliwy. Ale gorąca kawa, której kubeczek kwituje każde pobicie, czy udane zacięcie cudownie rozgrzewa. 




A, nie napisałem jeszcze,  że coś tam łowię... Łowię przeważnie „szczypaki’... /pisałem już kiedyś, że nazwę wymyślił wnuczek kolegi/.



Oczywiście wszystkie wracają do wody, chyba tylko lekko zestresowane. Przytrzymuję chwytakiem za dolną wargę i drugą ręką wyhaczam przynętę. Gorzej jest np. z Lusoxem, ale kilka przydatnych narzędzi mam zawsze w torbie i jak czasem słyszę że „ ... mały szczupak tak głęboko połknął przynętę, że musiałem go zabrać..” Bzdura !!! W ciągu tego roku złowiłem sporo niewymiarków, ale wszystkie dalej rosną. Ten złoty cień w wodzie to ...podziękowanie „szczypaka”.



Pływam już chyba ze 3 godziny, oczywiście nikogo więcej nie ma. Jest ok., żeby tylko ten śnieg przestał padać, no i mankament stosowania plecionki w zimie /zresztą z żyłką jest to samo/- obmarzanie przelotek.



Jakby ktoś w górze usłyszał moje narzekania, bo tak trochę się uspokoiło, w wodzie jak w lustrze odbijał się widok zimowego lasu...



Czyż nie warto ruszyć się z fotela, aby to zobaczyć? No to jeszcze jedna fotka dla bardziej ospałych...



Zimowy dzień niestety jest krótki i wszystko dobre szybko się kończy. Czas wracać. Poniżej moja powrotna ścieżka przez las, dodam jeszcze, że biegnie dłuuugo pod górę. Z całym majdanem /wiosła, ławka, torba, wędki/ dojście do samochodu to najlepsze lekarstwo na serduszko i inne przypadłości. 



Pozdrawiam - Janusz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie