Łowiliśmy płocie, a złowiłem...kaczkę.

 Wspaniała, słoneczna niedziela, którą już wcześniej ze Zbyszkiem zaplanowaliśmy na łowienie płoci w naszym zakątku jeziora Bytyń. Byliśmy tam sami jak zwykle, miejscówka dobrze przygotowana /podkarmiamy grubą kukurydzą i łubinem/ to i jest nadzieja na dobre połowy.
 


Na drugim krańcu zatoki również zajęte kładki, i to kładki naszego kolegi Romana "Kruka". On nas zresztą namówił na zbudowanie naszej, pomagał również w jej budowie. Śmiejemy się z niego, bo gdzie nie stąpnie nad jeziorem to zaraz zabiera się do budowy kładki wędkarskiej.



Nie mamy ze sobą lornetki, ale od czego jest aparat cyfrowy. Dobrze widać znajomą sylwetkę, chłopaki porozbierali się "do rosołu" i korzystają z uroków słońca.



Roman zresztą długo nie wytrzymał i wybrał się do nas na mały spacer. Miło było wymienić opinie o dzisiejszych braniach, rybach itp. i tak zwyczajnie pogadać.



Trochę nam zazdrościł tego miejsca, bo cale przedpołudnie mieliśmy zacienioną miejscówkę, a u niego "patelnia" na dłuższe łowienie bardzo męcząca. Brań też mieli mało, ryba w takim słońcu bierze słabiej.



Po odejściu Romana przysiadłem mocniej nad moją wędką. Po zarzuceniu nastąpiło gwałtowne branie, zaciąłem, kij wygiął się w pałąk, na wodzie wytworzył się spory wir...




Nie byłem przygotowany na nic większego, łowiliśmy spokojnie płocie na odległościówkę. Zbyszek krzyknął, że może spory lin lub karp. Czyżby któraś z tych ryb skusiła się na gotowaną kukurydzę, nazywaną czasem "końskim zębem" /z racji wielkości/? Hamulec kołowrotka warczał, żylka szybko się wysnuwała ze szpuli a ja trzymałem na stojąco oburącz wędzisko. Ryba odjeżdżała raz w lewo, a raz w prawo, w trzciny. po chwili rozległ się głośny wrzask...kaczki. Złowiłem dziką kaczkę....




Mieliśmy spory problem z doholowaniem jej do kładki, wrzasku było co niemiara. Wreszcie Zbyszek uwolnił ją delikatnie z haczyka i uciekła szybko trzepocząc skrzydłami. Wysłuchałem kilka dowcipnych uwag i śmiechu z mojego łowienia, no cóż...trudno. Dzień można zaliczyć do bardzo udanych, złowiliśmy obaj trochę płoci  /i nie tylko!!!/, spędziliśmy miło tą lipcową niedzielę.



Pozdrawiam-Janusz


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szpital, bezrybie i niezły..."krokodyl"

Rurzyca czy Piława? wędkarski dylemat.

Rozpoczynamy sezon...nareszcie