Drapieżny koronawirus contra wędkarskie, majowe święto
Kilka ładnych tygodni spędzonych w domu, zakazy wstępu do lasu i ogólny strach przed zakażeniem i chorobą, zaczęły w mojej psychice mieć znaczenie. Dobrze, że potrafię znależć sobie jakieś zajęcie, zresztą "przy domu" zawsze jest sporo pracy. W garażu u kolegi Zbyszka czekała na remont nasza stalowa łódka /opiszę remont w osobnej relacji/, a że postanowiliśmy zrobić "generalny", więc też się nie nudziliśmy.
Chciałoby się jednak wyskoczyć do lasu, nad jezioro; wypróbować przynęty ulepszane w długie zimowe wieczory.
Nie narzekajmy, inni mają gorzej...
Tak wypadło, że w pierwszy dzień maja wybrałem się na drapieżnika...samotnie. Postanowiłem powitać świt nad wodą. Jezioro oświetlone pierwszymi promieniami słońca, spokojne...to trzeba zobaczyć. Ciszę zakłócały jedynie ptaki, witające swoim śpiewem wiosenny poranek. Maj to najpiękniejsza pora roku...
Wyremontowana, a raczej wypieszczona łódka, stała, wyczekując na mnie przy brzegu. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty...nie chwaląc sie zbytnio.😉😉
Spojrzenie na drugi brzeg, kilka przemyśleń i "marszruta" opracowana. Lubię mieć plan, bo pózniej można już tylko zająć się łowieniem.
Na wodzie jestem "o dziwo" sam /może to za wcześnie/, ale wcale się tym nie martwię. Rzesze ptactwa, obok w Rurzycy krzykliwe żurawie i latające nad głową łabędzie, które nie są wcale ..."nieme". Przyroda chyba zapomniała o człowieku, a może odpoczęła, bo mam wrażenie, jakby to całe towarzystwo wcale się nie przejmowało moją obecnością.
Słoneczko już było wyżej i na wodzie pojawił sie kolega Roman. Pstryknął mi fotkę, więc możecie podziwiać naszego "Potiomkina II" w całej okazałości. Czyż nie jest piękny...?
Nad wodę wziąłem jak zwykle kijka "okoniowego", bo na zatoce postanowiłem spróbować złowić tego pasiastego rozbójnika. Trochę jednak wiało, woda mocno falowała i wyciągałem wszystko czego zupełnie nie planowałem.😀
Nie byłbym sobą i uparcie biczowałem wodę ultralightem, no i trafiłem kilka okonków w rozmiarze około 20 cm. Przkonało mnie to tylko do podjęcia wyzwania, zmierzenia się ze szczupakiem.
Przelatujące łabędzie co chwilę zmuszały mnie do chwytania za aparat. Piękny widok...
Kilka rzutów i charakterystyczne drgnięcie na blanku /uwielbiam to/. Czekając na takie odczucia mogę wstawać bardzo wcześnie rano i pływać wiele godzin. Tego bakcyla połknąłem już na zawsze i wszystkie koronawirusy razem wzięte mogą mnie...."wężykiem Jasiu, wężykiem". Złowiłem w tym dniu kilkanaście sztuk, niestety nic godnego uwagi; największy to 59 cm. Ale zabawa była PRZEDNIA.👍
Pozdrawiam-Janusz








Super foty i relacja!!!!
OdpowiedzUsuń