Jesienne "ostatki" na j. Dąb

Już nie wytrzymałem, "nosiło" mnie i stałem się "toksyczny" dla otoczenia /jak mawia mój kolega z pracy/. Wypisany druk wniosku o urlop i mogę wyruszyć na ulubione jezioro. Prognoza pogody sprawdzona na ICM, ale jak się okazuje to teoria. Wyruszam rano po godz. 9 i nie jest pięknie, ale szaro, wietrznie i zimno. W lesie trochę ciszej i jakby cieplej/ dopiero później stwierdziłem, że był to efekt po opuszczeniu samochodu. Kilkudniowe, nocne przymrozki sprawiły, że mocowałem sie z otwarciem kłódek. Wypływam, kierując się na spory pas trzcinowiska /miejsce, gdzie ostatnio miałem kilka szczupaków. I tu niespodzianka, płynąc tyłem do łowiska, nie zauważyłem zamarzniętej tafli jeziora przy trzcinowisku. Miejscówek nie będzie... Wokół cisza, jedynym moim towarzyszem był samotny gągoł pomykający pomiędzy trzcinami na niezamarzniętych częściach wody. Stałem łodzią na środku jeziora, wiał już zimny i przenikliwy wiatr. Miałem już w głowie myśli o powrocie ...